Wiele razy pisaliśmy już o produktach tej japońskiej marki, jednakże gdy testuje się topową integrę z zupełnie innego poziomu cenowego niż wszystkie wcześniejsze, trzeba wziąć pod uwagę, że taka recenzja może przyciągnąć uwagę nowego grona czytelników. Dlatego też warto przypomnieć krótko najważniejsze informacje dotyczące tego producenta. Firma powstała w 2010, co oznacza, że w tym roku świętuje 15. rocznicę istnienia. Jej założycielami było dwóch inżynierów z ogromnym doświadczeniem w branży audio, panowie Shuzou Ishimi i Shirokazu Yazaki.
Obaj wcześniej pracowali dla, odpowiednio TEAC-a i Pioneera oraz International Rectifier, i od początku jasno deklarowali, iż są wielkimi fanami lamp, czy raczej brzmienia, jakie one potrafią zaoferować. Te właśnie preferencje brzmieniowe zdeterminowały to, co chcieli osiągnąć z własnymi urządzeniami. Zamiast jednakże zaprojektować wzmacniacze lampowe, bo to właśnie wzmacniacze od początku stanowią trzon oferty SPEC-a, panowie założyli, że podobny efekt brzmieniowy uzyskają za sprawą tranzystorów. Takie założenia udało im się zrealizować poprzez w pełni tranzystorowe konstrukcje pracujące w analogowej klasie D.
O ile jednak wiele konkurencyjnych produktów pracujących w klasie D to konstrukcje, które już samym wyglądem sugerują współczesność i nowoczesność zastosowanych w nich rozwiązań, panowie Shuzou Ishimi i Shirokazu Yazaki, a także Banno Tsutomu, który dołączył do nich nieco później jako główny inżynier, postawili na konstrukcje, które od pierwszego rzutu oka sugerują, że mamy do czynienia z produktami "Made in Japan". Bo przecież nie tylko lampowe, ale i tranzystorowe wzmacniacze ze "złotej ery" audio produkowane w tym kraju wyposażano w znakomicie wykonane, uzupełnione drewnianymi elementami obudowy, które cieszyły nie tylko uszy, ale i oczy posiadaczy.

W przypadku SPEC-a perfekcyjnie wykonane, solidne, sztywne aluminiowe obudowy uzupełniane są elementami wykonanymi z wyselekcjonowanych gatunków drewna. Wybór ten podyktowany jest nie tylko chęcią poprawy estetyki oferowanych urządzeń, ale i uzyskania maksymalnie naturalnego, pożądanego przez twórców marki, brzmienia. W zależności od poziomu cenowego owych elementów jest mniej bądź więcej, ale występują zawsze, przynajmniej jako nóżki, a w przypadku testowanej topowej integry RSA-EX1000, także podstawa i boczne ścianki są wykonane z tego materiału.
Sprawia to, iż jest to urządzenia wyjątkowej wręcz urody, eleganckie, nadzwyczaj przyjemne dla oka i to niezależnie od tego, czy metalowe elementy wykończone są w kolorze srebrnym, czy, jak w testowanym egzemplarzu, czarnym. Brzmienie... to osobna kwestia, którą zajmiemy się nieco później, choć wszystkie dotychczasowe doświadczenia z produktami tej marki były zdecydowanie pozytywne nawet z punktu widzenia takiego zagorzałego fana konstrukcji lampowych (zwłaszcza Single Ended), jak ja.
Dlaczego założyciele SPEC-a uparli się przy konstrukcjach tranzystorowych? Kwestie marketingowe to jedna sprawa, ale praktyczne były równie ważne. Słabością wielu konstrukcji lampowych jest ich ograniczona moc, a co za tym idzie konieczność bardzo uważnego doboru kolumn. Rzecz nie tylko w relatywnie wysokiej skuteczności (czułości), ale i równym przebiegu impedancji, bo wzmacniacze lampowe nie lubią dużych spadków tejże. To sprawiało, że ich posiadacze mieli dość ograniczony wybór, bo jedynie niewielka część głośników dostępnych na rynku spełnia takie wymagania. Tranzystorowa analogowa(!) klasa D rozwiązywała ten problem. Wystarczająco wysoka moc i mniejsza wrażliwość na spore spadki impedancji sprawiała, że do wzmacniaczy SPEC-a można było dobierać kolumny ze zdecydowanie większej puli.

Przyznam, że japoński producent mocno mnie zaskoczył, gdy kilka lat temu wprowadził topowe końcówki mocy (z możliwością ich wykorzystania jako integry) RSA-MG1000, w których do osobnych, równie eleganckich obudów, wydzielono zasilacze, które to urządzenie kosztuje "drobne 60 tys. EUR. Był to zdecydowanie wyższy poziom cenowy niż wszystkie wcześniejsze propozycje, a cena sugerowała aspiracje przynależności do top high endu. Nie miałem okazji posłuchać tego zestawu we własnym systemie, ale już nawet na wystawach, choćby w Monachium, robił duże wrażenie. Kilka lat później, japoński producent postanowił wyjść naprzeciw oczekiwaniom osób, które preferują proste, zajmujące mniej miejsca systemy, i zaoferował integrę, którą miałem okazję przetestować.
Model RSA-EX1000
Najnowsza propozycja japońskiej firmy SPEC to najdroższy wzmacniacz zintegrowany w jej ofercie korzystający z rozwiązań opracowanych na potrzeby topowych końcówek mocy, RSA-MG1000. Jak właściwie w przypadku każdej propozycji SPEC-a, ten nowy wzmacniacz zintegrowany RSA-EX1000 zachwycił (mnie) wyglądem. Jakość wykonania i wykończenia jest w zasadzie zawsze równie wysoka w przypadku tej marki, niezależnie od poziomu cenowego danego modelu, ale im wyższa pozycja w ofercie, tym więcej elementów drewnianych, które wyjątkowo cieszą moje oczy. Jak już wspomniałem, grube, aluminiowe, w tej wersji czarne (alternatywnie srebrne), aluminiowe płyty tworzą front, pokrywę i tylny panel urządzenia. Całość zamknięta jest z obu boków drewnianymi panelami, a dodatkowo od dołu drewnianą podstawą. Tę ostatnią oparto na trzech drewnianych nóżkach.
Dodam jeszcze, że dobór drewna nie jest bynajmniej przypadkowy, a na dodatek zastosowano kilka, wyselekcjonowanych rodzajów tego materiału. Najwyraźniej widać to po pionowych, wyoblonych listwach narożnych, których kolor jest nieco inny niż grubych paneli bocznych, czy podstawy wzmacniacza. Wykorzystanie drewna ma służyć w SPEC-ach zarówno tłumieniu niepożądanych wibracji, jak i kształtowaniu brzmienia, tak jak się to robi w instrumentach muzycznych. Stąd różnica w kolorze, to niemal na pewno kwestia innego rodzaju drewna dobranego tak, by uzyskać pożądane brzmienie. Podobnie rzecz ma się w przypadku nóżek, na których opiera się całość, które także zrobiono z różnych rodzajów drewna.
Krótka dygresja. To oczywiście kwestia indywidualna, ale gdy ja patrzyłem na wzmacniacz (zwłaszcza włączony) widziałem przed sobą... głowę robota. Oczywiście nie współczesnego androida, ale raczej takiego klasycznego robota z szeroką, prostokątną głową. Drewniane obramowanie frontu, dwie duże, rozmieszczone symetrycznie gałki, podświetlony slot (usta) z diodą sygnalizującą włączenie urządzenia i trójkątne logo powyżej (nos) tworzyły takie właśnie wrażenie. Gdyby jeszcze tylko japońscy projektanci zdecydowali się zmienić proste "usta" na uśmiechnięte (kojarzycie Państwo kolumny OGY marki Closer Acoustics? W nich slot wylotu linii transmisyjnej ma właśnie kształt uśmiechu i wygląda to znakomicie), wzmacniacz wyglądałby jeszcze sympatycznie. Choć i tak zapewne wiele osób uśmiecha się szeroko widząc jego niezwykle elegancką i piękną formę. Koniec dygresji.

Model RSA-EX1000 to, podobnie jak inne integry SPEC-a, urządzenie wysoce wyspecjalizowane, albo ujmując rzecz inaczej, to wzmacniacz zintegrowany i nic ponadto. Nie posiada bowiem żadnych dodatkowych modułów typu DAC, przedwzmacniacz gramofonowy, streamer, czy wzmacniacz słuchawkowy. Dwie gałki na froncie to selektor wejść i pokrętło głośności. Tu ciekawostka, choć nie zaskoczy ona znawców marki. Otóż, inżynierowie SPEC-a od dawna twierdzą, że zdalne sterowanie ma negatywny wpływ na brzmienie.
Dlatego w przypadku ich wzmacniaczy pilot nie jest wyposażeniem standardowym. Aby korzystać z wygody zdalnego sterowania trzeba zakupić osobny moduł, który kablem podłącza się do gniazda na tylnym panelu i dopiero wtedy znajdującym się w zestawie pilotem można regulować głośność z fotela. Nawet w tym przypadku jednakże, producent podkreśla, że będzie to miało negatywny, aczkolwiek niewielki, wpływ na brzmienie. W czasie moich odsłuchów nie musiałem podejmować trudnych decyzji wygoda versus jakość brzmienia, bo wzmacniacz dotarł do mnie bez wspomnianego modułu.
Powtórzę raz jeszcze, topowa integra SPEC-a, RSA-EX1000, spełnia jedynie funkcję wzmacniacza sygnału z możliwością regulacji głośności i wyboru aktywnego wejścia. Do dyspozycji dostajemy więc po prostu pięć wejść liniowych, z których dwa mają postać symetryczną (XLR). Rozwiązaniem dodatkowym, nieczęsto spotykanym, jest możliwość obniżenia sygnału na wejściu dwóch z nich (po jednym XLR i RCA) o 6dB z pomocą małych przełączników hebelkowych umieszczonych na tylnym panelu urządzenia.
O przydatności tych przełączników przekonałem się od razu po rozpoczęciu odsłuchów - wrócę do tego w opisie brzmienia. Zestaw wysokiej jakości złączy na tylnym panelu uzupełniają gniazda głośnikowe oraz gniazdo zasilania. Nie znajdziecie tam natomiast głównego włącznika urządzenia. Ten umieszczono na spodzie obudowy pośrodku jej przedniej krawędzi i tym razem jest to zwykły przełącznik, a nie charakterystyczna dla tej marki dźwigienka, którą przed przestawieniem należy najpierw pociągnąć do siebie. Na koniec dodam jeszcze, że RSA-EX1000 to urządzenie duże, mierzy bowiem (SxWxD) 450x180x480mm, i ciężkie(!) za sprawą swoich 28kg, co w przypadku wzmacniacza w klasie D, nawet analogowej, jest rzadko spotykane.

Wewnątrz poszczególne moduły są od siebie starannie ekranowane, a najwięcej miejsca zajmuje sekcja zasilacza. Oparto go o potężny transformator z rdzeniem typu "R", z dwoma uzwojeniami wtórnymi, jako że każdy kanał jest zasilany osobno. Drugi, mniejszy transformator zasila tłumik, a funkcję tę pełni, używany od wielu lat przez SPEC-a, układ scalony. W zasilaczach zastosowano równolegle kondensatory olejowe i elektrolityczne, co ma wpływać pozytywnie na liniowość ich pracy. Jako że mamy do czynienia z układem w analogowej klasie D, sygnał trafia do modulatorów PWM, a w tej roli występują opracowane wspólnie z amerykańska firmą International Rectifier układy oznaczone symbolem IRS2052SM. Te sterują tranzystorami końcowymi typu MOS-FET.
Na wyjściu producent stosuje klasyczny filtr "rekonstrukcyjny", w którym wykorzystano selekcjonowane pod kątem brzmienia, ręcznie nawijane cewki i kondensatory. Te ostatnie właściwie w każdym modelu SPEC-a pełnią ważną rolę także w zakresie kształtowania brzmienia i są dobierane pod tym właśnie kątem. Niemal standardowo japoński producent stosuje olejowe kondensatory Arizona Capacitors oraz kondensatory mikowe z serii MC-DA. W testowanym modelu dodatkowo wykorzystano jeszcze inny rodzaj wyprodukowany przez firmę Jupiter Condenser. To z kolei kondensatory z aluminiową folią zanurzoną w organicznym oleju.
Powtórzę raz jeszcze, że jakość wykonania i wykończenia integry SPEC RSA-EX1000 jasno pokazuje, że zamiarem producenta było ulokowanie go na wysokiej, high-endowej półce. Oczywiście by to osiągnąć konieczne jest jeszcze odpowiednio dobre brzmienie. Sprawdźmy, czy i je udało się japońskim inżynierom osiągnąć.

Jakość brzmienia
W czasie testu korzystałem z dwóch źródeł. Na analogowym froncie służył mi mój znakomity gramofon J.Sikora Standard Max (w aktualnej wersji) z dwoma ramionami tegoż producenta, KV12 Max i KV9 oraz wkładkami Air Tight PC3 oraz LeSon LS10 mkII. Sygnał wzmacniał przedwzmacniacz gramofonowy GrandiNote Celio MKIV, który kablem niezbalansowanym Bastianis Imperial wysyłał sygnał do testowanego wzmacniacza. Źródłem cyfrowym był mój customowy serwer z topowymi kartami JCAT, który kablem USB David Laboga Expression Emerald Mk II dostarczał sygnał do przetwornika cyfrowo-analogowego LampizatOr Poseidon. Ten ostatni ze zbalansowanym wejściem SPEC-a łączył kabel KBL Sound Himalaya II, a gdy używałem połączenia niesymetrycznego zastępował go Soyaton Benchmark RCA. Testowana integra poprzez kable głośnikowe Soyaton Benchmark Mk2 napędzała kolumny GrandiNote MACH4 oraz Ubiq Audio Model One Duelund Edition.
Doskonale oddane są barwy instrumentów, głosów, każdy okruch informacji dotyczący akustyki pomieszczenia, interakcji między muzykami a publicznością - tak powinien brzmieć prawdziwy high-end!
Odsłuch zacząłem od koncertowej płyty "Baldamore" Hadouk Trio, której sporą część przesłuchałem z moją integrą w klasie A, czyli GrandiNote Shinai, po czym zatrzymałem jej odtwarzanie w Roonie, przepiąłem kable do SPEC-a i wznowiłem odtwarzanie. Zanim o brzmieniu jeszcze ciekawostka. Otóż, jak już wspomniałem wcześniej, dla dwóch wejść (jednego XLR i jednego RCA) testowanej integry, przy pomocy małych przełączników hebelkowych, można obniżyć sygnał o 6dB. Przełącznik dla wejścia zbalansowanego okazał się wręcz zbawieniem, gdy tylko podłączyłem do niego wyjście LampizatOra Poseidon. Chyba wszystkie DAC-i Łukasza Fikusa dostarczają dość wysoki sygnał na wyjściach (wyższy niż standardowy, czyli 2V dla RCA, 4V dla XLR) i po połączeniu go z RSA-EX1000 bez obniżenia sygnału na wejściu o 6dB w dźwięku pojawiały się zniekształcenia. Ustawienie przełącznika na pozycję "-6dB" problem rozwiązało. Dodam, że efekt ten nie występował z innymi wzmacniaczami, z którymi łączyłem polskiego DAC-a. Na szczęście konstruktorzy SPEC-a przewidzieli, że wysoki poziom sygnału dostarczanego przez niektóre źródła może stanowić problem i zaoferowali jego rozwiązanie.
Wracając do muzyki. To co pierwsze mnie uderzyło to wyrazistość, klarowność wokalu pochodzącej z Mauretanii Maloumy. Obie prezentacje (obu wzmacniaczy, SPEC-a i GrandiNote) miały sporo cech wspólnych, choćby pięknie pokazaną barwę i fakturę głosu wokalistki skutkujące niezwykle (niemal lampowo) naturalnym brzmieniem. Włoski wzmacniacz nieco bardziej go nasycał, osadzał nieco niżej, za to japoński bardziej stawiał na pokazania klarowności i dźwięczności. Miał również delikatną przewagę w zakresie rozdzielczości, co przekładało się na jeszcze większą ilość mikroinformacji, a te z kolei dawały łatwiejszy wgląd w barwę i fakturę głosu artystki.
W ten sposób SPEC osiągał też efekt nieco większej ekspozycji Maloumy, co wymuszało jeszcze wyższy stopień skupienia właśnie na niej. Z Shinai wokalistka brzmiała ciut bardziej miękko, łagodniej, z RSA-EX1000 mocniej, ciut ostrzej (ale nadal absolutnie naturalnie!), bardziej wyraziście. W pierwszym przypadku, pozostając w centrum uwagi, była jednocześnie nieco bardziej elementem większej całości, w drugim absolutną liderką, dla której zespół był tylko tłem, acz sztuka polegała na tym, że aby to osiągnąć wzmacniacz wcale nie musiał dociążać, czy podkreślać części średnicy obejmującej głos. Nawet bowiem w takich momentach jasne było, że z EX1000 dostajemy równą, spójną prezentację bez preferowania żadnych jej podzakresów.

Podobnie działo się, gdy poszczególne instrumenty, zarówno te tradycyjne, jak choćby saksofon sopranowy, jak i te nieco bardziej egzotyczne, wywodzące się z różnych kontynentów, jak duduka, djembe, czy hajouj, przejmowały prowadzenie skupiając na sobie niemal wyłączną uwagę słuchacza. SPEC potrafił z jednej strony wyeksponować i wiernie oddać specyfikę, czyli barwę i fakturę każdego z nich, acz z drugiej nie zapominał ani na chwilę, że są one częścią większej całości. Równie dobrze słychać to było na, może niekoniecznie szczególnie audiofilskim od strony czysto technicznej, ale znakomitym od muzycznej, krążku Chrisa Cornella "Songbook". To zapis akustycznego występu wokalisty, w czasie którego akompaniował sobie na gitarze.
Jasne było, że to właśnie jego niezwykły głos jest osią całego występu, ale pokazana nieco w tle gitara zaprezentowana została przez SPEC-a równie klarownie i dźwięcznie, a ilość informacji o jej brzmieniu - wybrzmieniach, czy technice grania - była równie duża, jak w przypadku wiodącego wokalu. W przypadku tego krążka zarejestrowano relatywnie niewiele informacji dotyczących akustyki otoczenia artysty, czy reakcji publiczności, więc te aspekty trudno było ocenić, ale też i japoński wzmacniacz nie próbował ich do prezentacji "dorobić", skupiając się na wysoce wiernym pokazaniu tych elementów, na których skupił się producent nagrania.
Nieco później, w ramach kolejnej sentymentalnej podróży w czasie, sięgnąłem po ścieżkę dźwiękową z filmu "Crouching Tiger Hidden Dragon". Młodsi Czytelnicy zapewne nie znają tego filmu, ale po chwilami piękną, nastrojową, a w innych fragmentach dynamiczną, kipiącą chińskimi bębnami ścieżkę dźwiękową warto sięgać zarówno dla przyjemności, jak i w czasie testowania różnych komponentów audio. To właśnie aspekt szerokiego zakresu dynamicznego, ale i przestrzenności prezentacji (której nie mogłem właściwie ocenić na krążku Cornella), tudzież intrygujący, angażujący klimat tych nagrań pomagają ocenić, jak spisuje się odtwarzający je system, czy pojedynczy testowany komponent w dobrze znanym systemie. SPEC wybudował przede mną bardzo dużą, wieloplanową scenę, a i wspomniany wyjątkowy filmowy klimat oddał w sposób wymuszający wręcz skupienia całej uwagi na rozgrywających się przede mną wydarzeniach.
Wracając na ścieżkę nagrań doskonałych muzycznie, mimo że nieidealnych technicznie, sięgnąłem po koncert Erica Claptona "E.C. Was Here". To koncert bluesowy zarejestrowany w 1975 roku, który to gatunek był (i nadal jest) Ericowi (mi też!) szczególnie bliski. Jasne było od początku, że japoński wzmacniacz jest jednak nieco mniej wyrozumiały dla takich nagrań niż mój Shinai i wyraźniej wykazuje ich słabości. Mimo tego takie aspekty jak świetny i kluczowy w bluesie PRAT (tempo, rytm i timing), jak umiejętność przekazywania emocji, jak płynność i naturalność brzmienia sprawiały, że z przyjemnością, wystukując nieustannie rytm kończynami, przesłuchałem całą płytę a potem... sięgnąłem po kolejne z tego gatunku. Ujmując rzecz krótko - EX1000 czuje bluesa nawet jeśli nie jest najlepiej nagrany!

Myślę, że wiele osób doceni SPECA-a RSA-EX1000 za to, że potrafi w sposób przekonujący i angażujący odtworzyć dobrą muzykę, nawet jeśli nie została perfekcyjnie zrealizowana i/lub wydana. Niemniej domeną tego wzmacniacza są rzecz jasna wysokiej klasy realizacje audiofilskie. To przy nich SPEC w pełni rozwija skrzydła korzystając z każdego, najdrobniejszego nawet okrucha informacji, który znalazł się w nagraniu. Nie jest wzmacniaczem zanadto szczegółowym, czyli takim, który podkreśla detale. Potrafi za to korzystać z ich bogactwa by wykreować wysoce rozdzielczy, doskonale poukładany, ale i spójny, płynny obraz danego wydarzenia muzycznego.
Czy był to koncert z małego klubu ("Jazz At The Pawnshow", czy "Companion"), czy realizacja studyjna ("Kind of Blue"), czy było to nagranie współczesne, czy też mające 60 lat na karku, jeśli tylko swoją jakością i bogactwem zarejestrowanych informacji dawało szansę japońskiej integrze, ta za każdym razem w pełni z niej korzystała. Choć, jak już wspominałem, to granie nieco mniej ciepłe, mniej romantyczne niż w przypadku tańszych modeli SPEC-a, i tak chwilami kojarzyło mi się z ulubionymi lampami za sprawą naturalności brzmienia. Bo jest to bardzo precyzyjny, ale jednocześnie gładki, płynny dźwięk. Doskonale oddane są barwy instrumentów i głosów, bo każdy okruch informacji dotyczący akustyki pomieszczenia, interakcji między muzykami a publicznością, są w pełni przez EX-1000 wykorzystywane do budowania pełnego, wciągającego, wręcz fascynującego spektaklu muzycznego, którego słucha się z pełnym zaangażowaniem, z zaciekawieniem i radością obcowania z muzyką. Tak właśnie powinien brzmieć prawdziwy high-end!
Podsumowanie
Nie tak dawno miałem przyjemność testować inną integrę z najwyższej półki pochodzącą z Kraju Kwitnącej Wiśni, czyli Soulnote A3. Oba urządzenia znacząco się od siebie różnią wyglądem, czy rozwiązaniami technicznymi, oba są, jak to się często ostatnio mówi, superintegrami, czy wzmacniaczami zintegrowanymi mogącymi konkurować klasą brzmienia z topowymi rozwiązaniami dzielonymi. Co ciekawe, oba brzmią podobniej do siebie niż mogłyby to sugerować zupełnie odmienne rozwiązania techniczne. Swoją drogą pokazuje to, że zwłaszcza na tej, najwyższej półce, nie ma już wcale aż tak dużych różnic między urządzeniami, a o ewentualnym wyborze decydują drobiazgi i indywidualne preferencje.
SPEC RSA-EX1000 to wzmacniacz oferujący wyrafinowane, rozdzielcze, precyzyjne brzmienie, które jest przy tym również wysoce muzykalne. Trochę mniej przypomina lampowe wzmacniacze niż tańsze modele tej marki, bo jest w nim nieco mniej ciepła, romantyzmu i miękkości kojarzonych z bańkami próżniowymi. Jednocześnie spójność, płynność, świetnie oddana barwa instrumentów i wokali, wysoka energia i nasycenie emocjami sprawiają, że to ciągle reprezentant tej same szkoły dźwięku SPEC-a, ale jeszcze bardziej wyrafinowany. SPEC RSA-EX1000 to doskonale brzmiące, perfekcyjnie wykonane i wykończone urządzenie, które będzie stanowić piękny dodatek do wystroju pokoju i, w wielu przypadkach, ostatnie, może najważniejsze ogniwo wymarzonego systemu najwyższej klasy.