Seria Musicbook niemieckiego Lindemanna obejmuje w zasadzie trzy urządzenia: Source II (odtwarzacz sieciowy, DAC i przedwzmacniacz z/bez CD), Power II (wzmacniacz w klasie D o mocy 250/500W) oraz opisane poniżej Combo – de facto połączenie dwóch pierwszych, czyli system all-in-one korzystający zarówno z platformy streamingowej, jak i amplifikacji, które świetnie sprawdziły się w przypadku oddzielnych urządzeń.
Budowa i funkcjonalność
Combo dzieli obudowę z pozostałymi urządzeniami z serii Musicbook. Projekt jest wysmakowany, oryginalny, a zarazem minimalistyczny. Obsługa niezdalna ogranicza się do zaledwie dwóch elementów: przycisku stand-by oraz pokrętła/przycisku (Mute i zmiana wejść) umieszczonych nietypowo, bo na ściance górnej. Uzupełnieniem interfejsu jest czytelny bursztynowy wyświetlacz OLED (za pośrednictwem pilota można go przyciemnić albo wyłączyć) oraz gniazdo słuchawkowe 6,35mm (wzmacniacz słuchawkowy obsługuje "nauszniki" o impedancji 16–200Ω).
Niewielka ścianka tylna jest zatłoczona. Znalazło się tam miejsce na wejście gramofonowe dla wkładek MM (przedwzmacniacz korekcyjny ma identyczną konstrukcję jak oferowany osobno model Limetree Phono) wraz z niewygodnym gniazdem uziemienia (kabel masowy należy "oprawić" w znajdujący się w zestawie 2mm wtyk typu banan), dwa wejścia liniowe RCA, wyjście pre-out (do którego można podłączyć np. subwoofer), pojedyncze gniazda głośnikowe akceptujące tylko banany (najlepiej BFA), wejścia cyfrowe SPDIF – optyczne i koaksjalne – gniazdo USB-A dla pamięci masowych, złącze RJ-45 (LAN), dwa gniazda dla anten Wi-Fi/Bluetooth, przycisk WPS ułatwiający połączenie z routerem oraz gniazdo zasilania wraz z głównym włącznikiem.

Jak już wspomniałem, na poziomie układu elektronicznego Combo czerpie garściami z rozwiązań pozostałych urządzeń należących do serii Musicbook. Kompaktowa obudowa wymusiła zastosowanie zasilacza impulsowego oraz wzmacniaczy pracujących w klasie D – w tej roli "występują" popularne moduły N-Core holenderskiego Hypexa (2x70W/8Ω, 2x130W/4Ω). Z kolei z Source'a II zaczerpnięto sekcję przetwornika opartą na układach AK4493 firmy AKM pracujących w trybie różnicowym dual-mono oraz proces resamplingu (AK4137) bazujący na konwersji delta-sigma z wykorzystaniem precyzyjnego zegara wzorcowego MEMS typu Femto (w trybie DSD sygnał z wszystkich wejść cyfrowych jest konwertowany do DSD256).

Podobnie jak w przypadku Source II, Combo obsługuje najważniejsze serwisy strumieniujące, na czele ze Spotify (Connect), TIDAL-em (Connect), Qobuzem, Deezerem oraz HighResAudio. Z poziomu intuicyjnej, świetnie działającej aplikacji użytkownik uzyskuje dostęp do radia internetowego, podcastów oraz domowych bibliotek multimediów (UPnP). Apka umożliwia także zarządzanie ustawieniami Combo. Najważniejsze dotyczą aktualizacji firmware'u oraz trybu pracy DAC-a (DSD albo PCM). Przez wejście USB-A obsługiwane są formaty PCM 768kHz/32-bit oraz DSD256, zaś przez LAN 24-bitowe PCM-y 44,1–384kHz (przez WLAN do 192kHz) oraz DSD 64–256 (przez WLAN do DSD 128).
Jakość brzmienia
Combo ma jakby dwa charaktery, dwie "osobowości", które kapitalnie się uzupełniają. Z jednej strony gra w sposób całkiem rześki i świeży, jego brzmienie jest w jakimś sensie niesione przez dość odważną górę pasma, a z drugiej... nie jest urządzeniem grającym analitycznie. Nawet jeśli tonalnie i "barwowo" jesteśmy po ciut jaśniejszej stronie, to gładkość łagodzi wszystkie ostrości. Chodzi nie tyle o zaokrąglanie krawędzi dźwięków, ile uładzenie ich faktury (podczas odsłuchów przez cały czas korzystałem z konwersji DSD). Do tego udało się dorzucić całkiem niezłą dynamikę. W sumie nic dziwnego, moduły Hypexa są z tego znane i wydaje się, że tylko ich nieumiejętna aplikacja byłaby w stanie zepsuć poczucie wyjątkowego "drajwu". W efekcie dostajemy dźwięk, który potrafi wciągnąć w odsłuch muzykalnością, a jednocześnie zaintrygować świeżością i przekazem szczegółów. Dźwięk, dodajmy, nieprzeciętnie spójny i odprężający.

Spójność oznacza brak nieścisłości w paśmie przenoszenia. We wszystkich rejestrach Combo gra w sumie dość podobnie – niby łagodnie, ale nie w sposób rozmyty; niby miękko, ale bez spowalniania tempa i rytmu. Bardzo dobra szczegółowość i dynamika powodują, że w przekazie nie brakuje pierwiastka, dzięki któremu muzyka nabiera bardziej zdecydowanego szlifu i przynajmniej czasami potrafi zabrzmieć zadziornie. To z kolei oznacza, że mimo wyraźnie relaksującego charakteru brzmienia Combo całkiem nieźle radzi sobie z różnicowaniem nagrań. Bardzo przyjemnie słuchało mi się zarówno nowej płyty Chrisa Eckmana pt. "The Land We Knew the Best" streamowanej z TIDAL-a (Connect), jak i "Music of the Spheres" Iana Browna (pliki FLAC 16/44,1 odegrane z PC/Roona dzięki funkcji Roon Ready). To dwie zupełnie różne produkcje. Combo bardzo ładnie pokazało zarówno "okrągłe" brzmienie gitary akustycznej na pierwszej z wymienionych płyt, jak i wybuchową dynamikę instrumentów elektronicznych na drugiej, zdradzając tym samym naprawdę spory potencjał dynamiczny.

Jeśli już miałbym się do czegoś w tym brzmieniu przyczepić (aczkolwiek w skali ogólnej, tzn. nie biorąc pod uwagę ceny Combo), to byłby to bas oraz rozdzielczość – po prostu wiem, że mogą być lepsze. Przykładowo niskie tony Lindemanna nie oszałamiają starannością i rytmiką. Ich zadanie polega w większym stopniu na nadawaniu brzmieniu oddechu i większej skali niż dokładnym, superkonturowym oddawaniu impulsów gitary basowej czy kontrabasu. Rzecz jednak w tym, że pokażą to dopiero wzmacniacze kosztujące kilka razy więcej.
We wszystkich rejestrach Combo gra w sumie dość podobnie – niby łagodnie, ale nie w sposób rozmyty; niby miękko, ale bez spowalniania tempa i rytmu.
Atutem niemieckiego wzmacniacza jest także stereofonia. Wiele nagrań z pierwszym planem ułożonym na linii bazy kolumn Combo odtworzył z przyjemnym oddechem, jakby lekkim cofnięciem perspektywy. Kreowana przez niego scena jest szeroka, a zarazem dobrze wypełniona pośrodku i ma ładnie zaznaczoną głębię.

Reasumując, Combo Lindemanna wypada znakomicie, jeśli chcemy spojrzeć na nagrania w sposób syntetyczny, a jednocześnie mieć łatwy dostęp do większości zawartych w nich informacji. W przeciwieństwie do tych wzmacniaczy streamujących, które z chirurgiczną dokładnością ukazują szczegóły i kontury dźwięków, stara się grać przede wszystkim spójnie. To bez wątpienia jego największa zaleta, za której sprawą słuchacz zaczyna się zastanawiać, jaki jest sens w rozbudowywaniu systemów audio, skoro jedno małe "pudełko" może dostarczyć aż tyle frajdy.
Podsumowanie
Mieliście kiedyś ochotę "rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady"? Tłumacząc to na nasze hobby: zamienić wszystkie te "graty", kable, listwy, kondycjonery itp. itd. na jedno małe, łatwe w obsłudze i dobrze grające urządzenie? Gdybym dzisiaj zdecydował się na taką rewolucję, to całkiem możliwe, że moimi "Bieszczadami" byłoby właśnie Combo Lindemanna.