s-e-r-v-e-r-a-d-s-3

hi-fi

Silent Angel Munich M1

test |
Sieciowy serwer, odtwarzacz muzyczny - Silent Angel Munich M1 Najlepszy Zakup

Tym razem sięgnęliśmy po nowość z oferty marki Silent Angel, odtwarzacz/transport plików z wyjściem słuchawkowym, Munich M1.

Wśród ciekawych produktów Silent Angela w pierwszym rzędzie wymieniłbym dwa, z którym sam korzystam - switch Bonn N8 oraz zasilacz liniowy Forester F1. Oba, zwłaszcza pracując razem, wniosły wyraźną poprawę do mojego systemu w porównaniu do standardowego switcha z zasilaczem impulsowym. Poprawę na tyle znaczącą, że musiały w moim systemie pozostać na stałe (także dlatego, że nie kosztują majątku). Trzecim urządzeniem, które testowałem, był serwer muzyczny Rhein Z1 - produkt wyraźnie droższy, pracujący pod kontrolą firmowego systemu operacyjnego VitOS. W teście okazał się źródłem wysokiej klasy nawet w moim systemie z całkiem wysokiej półki, w którym sygnał dostarczał do referencyjnego przetwornika LampizatOr Pacific.

Kolejnym krokiem w rozwoju firmy jest testowana nowość, odtwarzacz/serwer plików Munich M1 wyposażony dodatkowo w wyjście słuchawkowe. Co ważne, kosztuje on znacząco mniej od Rhein Z1 mimo, że jego funkcjonalność jest w zasadzie większa. Pierwszy rzut oka na to urządzenie mówi jasno, że zostało ono stworzone z myślą o funkcjonowaniu w jednym systemie z Bonn N8 i Foresterem F1. Dlaczego? Jego obudowa jest bardzo podobna do zastosowanych w tych dwóch urządzeniach. Jest równie niewielka, ma zbliżoną szerokość i głębokość, a jedynym wymiarem, którym wszystkie trzy jednostki nieco wyraźniej się różnią, jest ich wysokość. Co więcej, Munich M1 jest zasilany prądem stałym o napięciu 5V, a wspomniany zasilacz liniowy Forester F1 oferuje dwa wyjścia do zasilania urządzeń takim właśnie prądem. Już gdy trafił na rynek i miałem okazję go testować, producent sugerował, że będzie pracował optymalnie, jeśli będzie zasilał dwa urządzenia równocześnie. Być może Munich M1 był już wówczas w planach.

Wygląd i budowa

Co proponuje Silent Angel w swoim nowym produkcie, poza atrakcyjniejszą ceną niż Rhein Z1? Przyjrzyjmy się bliżej. Urządzenie dostarczane jest solidnym, czarnym kartonowym pudełku. W środku, zabezpieczony grubymi piankami, znajdziemy odtwarzacz/transport plików Munich M1 oraz standardowy zasilacz i kabel ethernetowy. Co ciekawe, zasilacz wyposażony jest w gniazdo IEC, można więc podpiąć go do prądu dowolnym, a więc i audiofilskim kablem zasilającym. Znajdujący się w zestawie kabelek LAN sugeruje, że to właśnie połączenie z domową siecią jest kluczowe dla tego urządzenia. W przeciwieństwie bowiem do Rhein Z1, gdzie (opcjonalnie, ale jednak) można zainstalować w środku dysk na pliki muzyczne, albo podłączyć do Soundgenica HDL-RA4TB, którego miałem kiedyś także okazję testować, Munich nie ma i nie może nawet opcjonalnie mieć wbudowanego dysku twardego. Odtwarzana zawartość musi więc pochodzić z domowej sieci, internetu, bądź podpiętego do portu USB nośnika zewnętrznego.

Silent Angel Munich M1

Dla miłośników ciszy ważna będzie informacja, iż M1 jest chłodzony całkowicie pasywnie. W sztywnej, metalowej obudowie wycięto szereg otworów wentylacyjnych, a te w połączeniu z solidnym radiatorem umieszczonym na kluczowym fragmencie płyty głównej zapewniają utrzymanie odpowiedniej temperatury pracy. Na pewno pomaga fakt, iż M1 jest urządzeniem nisko-prądowym - pracuje na prądzie stałym 5V (max 2A) - nie powinien się więc nigdy szczególnie grzać, ale mimo to warto zostawić mu nieco miejsca, by zapewnić odpowiedni przepływ powietrza.

Jedyne elementy, jakie znajdziemy na froncie urządzenia, to firmowe logo, nazwa modelu oraz wyjście słuchawkowe na dużego jacka (6,35mm). Ten ostatni element sugeruje, iż Munich M1 może stać się elementem systemu biurkowego - wystarczy połączenie z internetem, słuchawki i mamy grający system muzyczny. Gdy spojrzymy na tył urządzenia znajdziemy tam bogaty zestaw złączy. Umieszczono tam bowiem cztery porty USB, sądząc po kolorach dwa z nich w standardzie USB 3.0, jeden USB 2.0 - te przeznaczone są do podłączenia zewnętrznych nośników danych. Czwarty opisano jako USB Audio, czyli jest to wyjście, które można połączyć z odpowiednim wejściem zewnętrznego przetwornika cyfrowo-analogowego.

Obok są trzy kolejne wyjścia cyfrowe w standardach AES/EBU, koaksjalnym SPDIF oraz I2S (na gnieździe HDMI), z których każde pozwala użyć M1 jako transport plików. Ponadto M1 ma wbudowany DAC. To on właśnie, plus wzmacniacz słuchawkowy i regulacja głośności, umożliwiają korzystanie ze słuchawek oraz drugiego wyjścia analogowego - liniowego RCA. To ostatnie, za pomocą interkonektu analogowego (pary kabli, po jednym dla prawego i lewego kanału), możemy podłączyć wprost do wejścia przedwzmacniacza/wzmacniacza zintegrowanego/amplitunera. Zestaw złączy uzupełnia port LAN konieczny, by podłączyć M1 do domowej sieci (nie posiada on wbudowanej karty WiFi). Poniżej umieszczono główny włącznik urządzenia i gniazdo zasilania DC gdzie podłączamy standardowy zasilacz, albo Forestera F1.

Silent Angel Munich M1

Wnętrze i ustawienia

Co znajduje się w środku? Nie podjąłem się rozkręcania tego malucha, więc oparłem się na oficjalnych informacjach. Producent podaje, iż stosuje w nim procesor 4-rdzeniowy 1,5GHz ARM Cortex-A72. W ofercie znajdują się trzy wersje tego urządzenia wyposażone odpowiednio w 2, 4 lub 8GB pamięci RAM, a ilość pamięci wpływa na cenę urządzenia. Nie dostajemy żadnych informacji o tym, jak ilość RAM-u wpływa na pracę urządzenia, można jednakże przyjąć, że im więcej pamięci, tym szybciej i płynniej będzie ono działać zwłaszcza w przypadku dużych/gęstych plików (testowaliśmy wersję z 8GB RAM). Silent Angel nie informuje na swojej stronie z jakiego DAC-a korzysta, ale udało mi się uzyskać odpowiedź od jednego z inżynierów, pana Chorusa Chuanga iż jest to ESS Sabre. Urządzenie pracuje pod kontrolą systemu VitOS Orbiter, czyli (zapewne) uproszczonej wersji programu zarządzającego Rheinem Z1. Sterowanie odbywa się za pomocą dedykowanej, firmowej, darmowej aplikacji dostępnej na urządzenia z Androidem i iOS.

W przeciwieństwie do Rheina Z1, w którym apka służyła jedynie do wyboru/zmiany ustawień urządzenia i aktualizacji jego oprogramowania, VitOS Orbiter pozwala użytkownikowi nie tylko zmieniać ustawienia i aktualizować firmware, ale i obsłużyć nią odtwarzanie muzyki. Samych ustawień nie ma aż tak wiele, a podzielone są na dwie kategorie: sieciowe i urządzenia. Te pierwsze sprowadzają się do wskazania, czy nasz router obsługuje DHCP. Jeśli tak, to reszta dzieje się automatycznie, czyli urządzenie dostanie numer IP i połączy się z siecią. Tak będzie pewnie w 99 procentach przypadków. Jeśli w swoim routerze z jakiejś przyczyny macie wyłączone DHCP, to zapewne jesteście zaawansowanymi użytkownikami i podanie numeru IP, maski sieci, bramy i adresu serwera DNS nie będzie dla Was problemem.

Jeśli chcecie korzystać z udostępnionego w domowej sieci udziału (dysku, NAS-a) z plikami muzycznymi, w sekcji "network storage" musicie wpisać ścieżkę dostępu plus ewentualnie login i hasło. W zakładce "USB storage" sprawdzicie czy do M1 podpięte są zewnętrzne nośniki USB. Centralną część menu VitOS Orbitera zajmują funkcje sieciowe - każdy z wymienionych już serwisów streamingowych, internetowe radio (na dziś to Shoutcast, ale jak mi napisał pan Chorus prowadzone są prace, by użytkownicy Munich M1 mogli korzystać z TuneIn), funkcja "RoonReady" i renderer DLNA, mają osobne zakładki. Jedne informują jedynie o gotowości do pracy (RoonReady, DLNA, Spotify Connect, AirPlay 2), w innych przy pierwszym użyciu należy wprowadzić dane do logowania do zakupionych usług. W zakładce "radio internetowe" znalazłem ogromną ilość stacji. Nie wszystkie z nich działały, ale wybór i tak jest spory.

Silent Angel Munich M1

Jak już wspomniałem, Munich M1 odtwarza pliki z serwerów w domowej sieci, np. z NAS-ów, z podłączonych zewnętrznych nośników USB, ale także z muzycznych serwisów internetowych. Produkt jest nowy, więc co jakiś czas pojawiają się nowe wersje oprogramowania (firmware'u), z których niemal każda dodaje nowe funkcje. Pośród dostępnych od początku znajdziecie renderer DLNA, Roon Ready (Munich został certyfikowany przez Roona), AirPlay 2, Spotify Connect i radio internetowe. Kolejne wersje oprogramowania dodały, na razie w wersjach beta, obsługę Qobuza, Tidala i HighResAudio.

Możliwości M1 w zakresie formatu i rozdzielczości plików zależą tak naprawdę od odbiornika sygnału, czyli DAC-a. Maksymalne to: PCM 384KHz i DSD 5,6M (DSD128) dla wyjść AES/EBU, I2S i koaksjalnego oraz PCM 768KHz i DSD 11,2MHz (DSD256) dla USB.

Jakość brzmienia

Jeśli przebrnęliście Państwo przez powyższy opis możliwości nowego malucha Silent Angela wiecie już, że są naprawdę duże. Jako fan Roona rozpocząłem test od odsłuchu wykorzystującego mój serwer z corem Roona na pokładzie, który M1 rozpoznał to od razu (przez sieć LAN). Przyznaję, że Roona używam od tak dawna, że jego aplikacja sterująca weszła mi krew i dlatego korzystam z niej zawsze, gdy tylko jest to możliwe. Nawet w tym przypadku, choć zważywszy na cenę tego programu jest mało prawdopodobne, by M1 stał się jego głównym partnerem, ale może być przecież dodatkowym w kolejnej strefie (pokoju). Istotne jest to, że funkcja RoonReady spisywała się bezbłędnie.

Dźwięk płynący z wyjścia analogowego M1 okazał się całkiem dobry. Urządzenie nie preferowało żadnego podzakresu pasma, mimo iż budowało prezentację wokół średnicy. Gładka, barwna, o niezłej rozdzielczości uzupełniana zaskakująco potężnym, zwartym basem i dźwięczną, acz bardziej złotą niż srebrną góra pasma. Wspomniane cechy były już na krążku niejakiego Usaina Bolta (zakładam, że miłośnicy sportu, zwłaszcza lekkiej atletyki, doskonale wiedzą o kim mowa), który odkryłem testując wersję beta funkcji M1 pozwalającej korzystać bezpośrednio z poziomu aplikacji VitOS Orbiter z Tidala. Swoją drogą ta funkcja spisuje się bez zarzutu. Na krążku rytm wyznaczany jest przez mocny, niski, ale zwarty bas, który M1 pokazał bezbłędnie. Bardzo dobrze brzmiały także charakterystyczne wokale arcymistrza sprintu, a w połączeniu z tak pewnie prowadzonym rytmem, całości słuchało się bardzo przyjemnie. Podobnie odebrałem tytułowy utwór z krążka Prince'a "Welcome 2 America". Zwarty, ale mocno kopiący, energetyczny bas, bardzo dobrze brzmiące wokale, dźwięczne dzwoneczki i inne przeszkadzajki w górnej części pasma, tworzyły razem spójną, kołyszącą słuchacza całość.

Silent Angel Munich M1

Korzystając z kolejnej funkcji w wersji beta, obsługi serwisu HighResAudio, posłuchałem nieco innego repertuaru, a mianowicie "Symfonii koncertującej" Mozarta. To nagranie, po pierwsze bardziej złożone, po drugie wyższej jakości, po trzecie dobrze mi znane, co pozwoliło mi dokładniej przyjrzeć się możliwościom M1. Nadal słuchało mi się tego przyjemnie, bo było to granie gładkie, spójne i naturalne, a jednocześnie łatwiej mogłem wychwycić różnice w stosunku do mojego, kilkadziesiąt razy droższego, DAC-a. Rzecz jasna słabsza była rozdzielczość, to samo dotyczyło różnicowania w zakresie barwy, ale i dynamiki (na poziomie mikro). Natomiast na poziomie makro, w zakresie skali i rozmachu prezentacji Silent Angel radził sobie bardzo dobrze, a mówimy przecież o urządzeniu za kilka tysięcy złotych, a nie ponad 100 tys. (LampizatOr Pacific) Jak na swoją cenę Munich M1 jako odtwarzacz plików spisywał się co najmniej dobrze. Warto też podkreślić, iż obsługa obu serwisów streamingowych, mimo że w wersji beta, działała doskonale.

Zanim zabrałem się za sprawdzenie, co testowane urządzenie ma do zaoferowania, jako cyfrowy transport, do wyjścia słuchawkowego podłączyłem moje ulubione, nietanie, ale też i nie przesadnie drogie Finale Sonorus VI (ok. 3 tys. złotych). To słuchawki oferujące wybitny stosunek jakości do ceny i na dodatek grające w niezwykle muzykalny, relaksujący, przyjemny dla ucha sposób. Ich cechą, która sprawia, że nie z każdym wzmacniaczem słuchawkowym dobrze współpracują, jest niska impedancja (8Ω) przy wysokiej skuteczność (105dB).

W połączeniu z M1 japońskie nauszniki serwowały prezentację nawet nieco lepszą niż wyjście RCA. Oczywiście trudno tak naprawdę porównywać te dwa systemy, bo przez RCA sygnał trafiał do wzmacniacza i kolumn za spore pieniądze (a więc i mocniej eksponującego ewentualne słabości źródła), a teraz do słuchawek, które do najdroższych nie należą. Do odsłuchów w dużym systemie wolałem M1 pracujący w roli transportu, jednak przy odsłuchach na słuchawkach, testowane urządzenie spisywało się bardzo dobrze także jako odtwarzacz.

Silent Angel Munich M1

Pewne cechy brzmienia pozostały niezmienione - mocny, nisko schodzący, zwarty bas, pewnie prowadzone tempo i rytm, blisko podane wokale, z którymi łatwo było nawiązać emocjonalną więź - wszystko to powtarzało się z pierwszej części odsłuchu. Sonorusy VI pokazały jednakże dźwięk nieco bardziej otwarty, wypełniony większą ilością powietrza, a jednocześnie brzmiały naturalniej. Także utwór "Losing my religion" R.E.M. na słuchawkach zabrzmiał pełniej, z nieco lepiej dociążonym i wypełnionym dźwiękiem. Jeszcze ciekawszy okazał się ponowny odsłuch Mozarta, który na słuchawkach pokazany został w bardziej złożony, wielowarstwowy sposób, niż wcześniej na kolumnach. Było to tak zaskakujące, że wróciłem do odsłuchu przez kolumny, by tę obserwację potwierdzić - wszystko się zgadzało. Cóż, pozostało mi skonkludować tę część odsłuchu chwaląc wyjście słuchawkowe M1. Jest doprawdy rewelacyjne! Dlatego system biurkowy składający się z Municha M1 i dobrych słuchawek, najlepiej wspartego jeszcze switchem Bonn N8 i zasilaczem liniowym Forester F1, dla wielu będzie wszystkim, czego potrzebują.

M1 od początku grał z firmowym switchem Silent Angela i zasilanym Foresterem. Te dwa urządzenia są od dłuższego czasu stałymi elementami mojego systemu, więc nie było powodu by je wypinać na potrzeby tego testu. Przyznaję za to, iż pomimo, że ze standardowym zasilaczem M1 spisywał się naprawdę dobrze, już drugiego dnia odsłuchów zastąpiłem go Foresterem. Bazując na doświadczeniu zarówno z Bonnem N8, jak i kilkoma innymi urządzeniami, które upgradowałem lepszymi zasilaczami, zakładałem, że da to dalszą poprawę brzmienia. I faktycznie, dźwięk stał się nieco bardziej plastyczny, lepiej pokazywane były aspekty przestrzenne, zyskała także ogólna czystość i przejrzystość prezentacji. Co ciekawe, właściwie nie zanotowałem zmiany w zakresie basu. Już ze standardowym zasilaczem był bardzo dobry, a z Foresterem to się nie zmieniło. Niemniej pozostałe, wskazane, ulepszenia dźwięku warte są, dodatkowej inwestycji zwłaszcza, jeśli zdecydujecie się Państwo również na firmowy switch.

Ekipa Silent Angela wykorzystała swoje ogromne doświadczenie i stworzyła rozsądnie wyceniony produkt, dla audiofilów korzystających z dobrodziejstw plików muzycznych.

Wyjście analogowe RCA, czyli M1 w roli odtwarzacza plików, spisało się na tyle dobrze, że w wielu systemach budżetowych, a nawet ze średniej półki, może on służyć za podstawowe źródło do odtwarzania plików, także z Tidala, Spotify, itd. Nie bez powodu jednak nowe urządzenie Silent Angela wyposażono również w szereg wyjść cyfrowych. Ich wykorzystanie oznacza, że testowane urządzenie staje się transportem plików, a wbudowany DAC, jest w tym momencie pomijany.

Na pierwszy ogień poszedł SPDIF koaksjalny, który kablem Audiomica połączyłem z wejściem LampizatOra Pacific. Przewagę tego referencyjnego DAC-a nad wbudowanym w M1 słychać było natychmiast - wyższa rozdzielczość, lepsze różnicowanie, dźwięk wyraźnie się otworzył i wypełnił powietrzem. Choć wcześniej nerwowość i brak uporządkowania nie przeszkadzały w odsłuchu, teraz, gdy M1 wysyłał sygnał cyfrowy do zewnętrznego, lepszego DAC-a, dźwięk stał się bardziej zrelaksowany, wewnętrznie uporządkowany, bardziej klarowny. Wszystko to przełożyło się na łatwiejszy dostęp do głębszych warstw muzyki, do małych detali i subtelności. Wcześniej wbudowany przetwornik wszystkie nagrania uśredniał, teraz jakość odtwarzanych nagrań, tudzież ich źródło (NAS, zewnętrzny dysk USB versus serwisy streamingowe) miały większe znaczenie. O ile wcześniej trudno było odróżnić pliki grane z lokalnych dysków od streamowanych z internetu, teraz było to łatwiejsze. Gęste pliki z serwisów streamingowych brzmiały bardzo dobrze, ale te z lokalnych źródeł jednak nieco lepiej. Już sam fakt, że odtwarzane pliki były lepiej różnicowane świadczył o tym, że M1 to dobry transport sieciowy.

Silent Angel Munich M1

Dla porządku wypróbowałem również wyjście USB, które kablem Fidata połączyłem dla odmiany z DAC-iem z nieco bardziej odpowiedniej półki cenowej (ok. 15 tys. zł), a mianowicie z AADAC marki AudioAnalogue. Kolejny raz potwierdziło się, że M1 to transport plików dobrej klasy. W tym zestawieniu odsłuchałem m.in. specjalny krążek Prince'a "Piano & A Microphone". Jak sugeruje tytuł jego zwartość to nagrania maestro bawiącego się głosem i fortepianem, uchwyconymi przez pojedynczy mikrofon. Album wydano już po śmierci artysty, a powstał z kasety magnetofonowej znalezionej w jego sejfie. Nie jest to audiofilska produkcja, jako że została zrealizowana prostymi środkami w domowym studio, a Prince po prostu improwizował grając m.in. specjalne wersje znanych hitów. Fortepian grany przez M1 i AADACa po USB był dźwięczny, duży, schodził nisko, jego dźwięk był pełny, nasycony, momentami wręcz potężny. Wyjątkowy głos Prince'a nagrany blisko, ekspresyjny, mocny, brzmiał prawdziwie, wyjątkowo, kreował unikalną, intymną atmosferę prywatnego koncertu. Pomimo pewnych niedoskonałości technicznych uwielbiam ten krążek, a odtwarzany z niedrogiego transportu za sprawą DAC-a, brzmiał ciekawie, niepowtarzalnie i wciągająco. Co ciekawe, świetnie słychać było szum taśmy, który jednakże w żaden sposób nie przeszkadzał w odsłuchu.

Podsumowanie

Ekipa Silent Angela wykorzystała swoje ogromne doświadczenie i stworzyła rozsądnie wyceniony produkt, dla audiofilów korzystających z dobrodziejstw plików muzycznych, także wysokiej rozdzielczości. Munich M1 to kolejna taka propozycja. W jednej, niewielkiej obudowie dostajemy wyspecjalizowane urządzenie, które w systemie ma zastąpić komputer jako źródło sygnału. Dzięki wbudowanemu DAC-owi ESS Sabre może być ono wykorzystywane jako odtwarzacz plików, czy to z lokalnych dysków, czy wszystkich popularnych serwisów streamingowych. Odtwarza pliki PCM (max do 768kHz) i DSD do 11,2 MHz, a na dodatek na pokładzie jest jeszcze naprawdę dobry wzmacniacz słuchawkowy. Wszystko to razem sprawia, że wystarczy połączenie z internetem i dobre słuchawki, by mieć kompletny system do odtwarzania plików oferujący dobrą jakość brzmienia.

To jednakże nie koniec możliwości tego malucha. Szeroka gama wyjść cyfrowych, włącznie z USB, sprawia bowiem, że jeśli użytkownik stwierdzi, iż oferowana jakość dźwięku z wbudowanego przetwornika mu nie wystarcza, może użyć zewnętrznego, a M1 stanie się po prostu transportem sieciowym dobrej klasy. Dorzućmy do tego funkcje RoonReady, AirPlay 2, czy radio internetowe, a także możliwość upgradu poprzez zastosowanie dedykowanego zasilacza liniowego Forester F1 i ciągły rozwój firmwaru Municha, który z każdą wersją zyskuje nowe funkcje, i dostajemy urządzenie kompletne.

Jeśli więc szukacie relatywnie niedrogiego odtwarzacza/transportu sieciowego, Silent Angel Munich M1 powinien się znaleźć na krótkiej liście urządzeń wartych rozważenia. Jeśli natomiast z założenia nie potrzebujecie DAC-a ani wzmacniacza słuchawkowego, możecie chwilę poczekać, jako że w ciągu kilku tygodni ma się na rynku pojawić Silent Angel M1T, który będzie wyłącznie transportem (brak DAC-a i wzmacniacza słuchawkowego), ale zachowa wszystkie pozostałe funkcje testowanego modelu. No i będzie jeszcze nieco mniej kosztować.

Werdykt: Silent Angel Munich M1

  • Jakość dźwięku

  • Jakość / Cena

  • Wykonanie

  • Możliwości

Plusy: Bogactwo funkcji, dobry DAC i wzmacniacz słuchawkowy na pokładzie, świetny jako transport sieciowy.

Minusy: Nie jest to najpiękniejsze urządzenie na świecie, ale wykonano je porządnie.

Ogółem: Odtwarzacz i transport sieciowy, który ma właściwie wszystko, czego współczesny miłośnik plików może potrzebować.

Ocena ogólna:

PRODUKT
Silent Angel Munich M1
RODZAJ
CENA
4.590zł (2GB)
5.490zł (4GB)
5.990zł (8GB)
WAGA
1,63 kg
WYMIARY (S×W×G)
155×110×50 mm
DYSTRYBUCJA
Audio Atelier
www.audioatelier.pl
NAJWAŻNIEJSZE CECHY
  • Kolor: czarny
  • Wejście zasilania: 5V DC @ 2A maks.
  • Złącza: Wyjścia audio: cyfrowe: USB Audio X 1 (PCM do 768kHz i DSD do 11,2MHz); SPDIF koaksjalne x 1, AES/EBU x 1, I2S (HDMI) x 1 (wszystkie PCM do 384kHz i DSD do 5,6MHz); Gigabitowy LAN x 1; analogowe: RCA x 1, słuchawkowe 6,35mm; pozostałe złącza: USB 3.0 X 2; USB 2.0 x 1
  • Specjalnie dla niego zaprojektowany system operacyjny: VitOS Orbiter
  • Wyjście analogowe RCA: 2Vrms, THD+N: 0,00134/0,00164%; pasmo przenoszenia: 20Hz~20KHz +/- 0.5dB; S/N: 108dB
  • Wyjście słuchawkowe 6,35mm (33Ω): 1mW, THD+N: 0.0035%, MAX: 375mW THD+N : 0,002% (590Ω)
  • Obsługa: RoonReady, DLNA, Tidal, Spotify Connect, Qobuz, HighResAudio, AirPlay 2, Radio internetowe
  • Odtwarzanie plików audio z zewnętrznych nośników USB, domowej sieci
  • Możliwość zastosowania w połączeniu z zasilaczem liniowym Forester F1