Słuchawki Bluetooth zaczynają wypierać te klasyczne, czyli kablowe. Jeszcze do niedawna było to widoczne przede wszystkim w segmencie droższych cenowo produktów, ale coraz częściej są to modele tańsze, tj. w cenie poniżej 500zł. Na tzw. średniej półce cenowej (500–1000zł) także znajdziemy takie rozwiązania. Ostatnio furorę robią zwłaszcza tzw. TWS-y, czyli słuchawki prawdziwie bezprzewodowe. Ma je już w ofercie np. JBL i Sennheiser. Potencjał transmisji bezprzewodowej dostrzegli także producenci kojarzeni ze słuchawkami stricte audiofilskimi. Niedawno dołączył do nich HiFiMAN, który wprowadził do sprzedaży całkowicie bezprzewodowe słuchawki dokanałowe TWS 600.
Budowa
Już sama nazwa wskazuje, że TWS 600 są prawdziwie bezprzewodowe (TWS to skrót od True Wireless), a to oznacza, że integralną częścią zestawu jest etui ładujące. Ma ono kształt jaja o spłaszczonej podstawie. Otwieranie tej "szkatułki" jest trochę nietypowe – górną część wieczka należy podważyć do góry, a dolną w tym samym czasie w kierunku przeciwnym, zgodnie z dyskretnymi oznaczeniami. Górę "jajka" ozdabia plakietka z logo producenta, a z tyłu umieszczono wygodne gniazdo USB-C.
Na zewnątrz nie ma żadnych wskaźników naładowania baterii, dopiero po otworzeniu zobaczymy cztery (przy pełnym naładowaniu) maleńkie bursztynowe LED-y (słuchawki także mają wbudowane "światełka"). Pojemność samych słuchawek pozwala na ponad 5 godzin odsłuchu, ale etui dodaje do tego ponad 30 godzin – to bardzo dobry wynik. Ponadto HiFiMAN popracował nad zasięgiem Bluetootha. Podczas gdy większość modeli bezprzewodowych komunikuje się z urządzeniem nadawczym w odległości do 10 metrów, TWS 600 oferują łączność aż do 150 metrów!
Słuchawki mają ergonomiczny kształt, dobrze dopasowany do uszu. Z obudowami przetworników zintegrowano prosty system sterowania, który obejmuje odtwarzanie (play, pauza, kontrola głośności, przewijanie utworów), wbudowany mikrofon i asystenta głosowego: Apple Siri, Google Assistant, Windows Cortana i Amazon Alexa.
Bezpieczeństwo użytkowania "sześćsetek" zwiększono za sprawą wodoodporności, co potwierdza norma IPX4 (czyli słuchawki są odporne na pot i niewielkie opady deszczu). Tę cechę docenią przede wszystkim osoby lubiące słuchać muzyki na siłowni.
Clou całej konstrukcji stanowią jednak przetworniki, a właściwie ich membrany, których powierzchnie pokryto nanocząsteczkami. Jak przekonuje producent, zabieg ten pozwolił uzyskać "bardziej detaliczne, naturalne i zbalansowane brzmienie w porównaniu z innymi popularnymi słuchawkami True Wireless".
Te dwie cechy – niespotykana detaliczność i wysoka dynamika – "ustawiają" brzmienie TWS 600. Jest ono konturowe, twarde (bas!), piekielnie szybkie i przejrzyste.
Oprócz słuchawek i etui w opakowaniu znajdziemy osiem par gumek/wkładek w różnych kształtach i rozmiarach (warto wypróbować wszystkie i znaleźć dla siebie najbardziej odpowiednie – znacząco wpływają one na brzmienie), a także kabel ładujący i dokumentację.
Jakość brzmienia
Producent radzi, by uzbroić się w cierpliwość, ponieważ membrany Topology Diaphram wymagają wygrzania od 10 do 20 godzin – dopiero po tym czasie słuchawki mają osiągnąć pełnię możliwości brzmieniowych. Nie wiem, ile "na liczniku" miały egzemplarze, które otrzymałem do testu, ale po kilkunastu godzinach rozgrzewki ich brzmienie nieco się wygładziło. Możliwe, że powinny pograć dłużej – ilością szczegółów i dynamiką, jakie usłyszałem, i tak można by obdzielić ze dwa inne modele. Trzeba się na to przygotować i to "oswoić", co zwłaszcza na początku wcale nie będzie łatwe. Aby zrównoważyć detaliczność brzmienia, należy bardzo starannie dobrać silikonowe nakładki. Dopiero czwarte czy piąte z kolei, które wypróbowałem, z największymi otworami, zapewniły mocny, aktywny, dopełniający brzmienie bas. Należy także wspomnieć o szumie, który przez cały czas towarzyszy odsłuchowi. Jeśli ktoś zechce słuchać na TWS 600 muzyki cicho, szum ten może przeszkadzać. Podczas głośniejszych odsłuchów nie ma on większego znaczenia.
Ilość informacji w górze pasma jest niesamowita. TWS 600 są chyba najbardziej detalicznymi słuchawkami dokanałowymi, z jakimi miałem do czynienia. To samo mogę powiedzieć o dynamice – niejednokrotnie podczas odsłuchów miałem wrażenie, że w procesie przekazywania niektórych impulsów dźwiękowych (np. uderzeń w werbel) do ucha wewnętrznego uczestniczyła kość czaszki, było to tak dojmujące, przenikliwe. Te dwie cechy – niespotykana detaliczność i wysoka dynamika – "ustawiają" brzmienie TWS 600. Jest ono konturowe, twarde (bas!), piekielnie szybkie i przejrzyste. Łączy dyscyplinę z impulsywną swobodą. Problem w tym, że ta wyczynowość nie idzie do końca w parze z tzw. muzykalnością, czyli przyjemnością płynącą ze słuchania. "Sześćsetki" są bardziej drapieżne niż muzykalne, ich barwa bywa szorstka, co na dłuższą metę może stać się nieco męczące.
TWS 600 większość wydarzeń przedstawiają z bliska. Gdybym miał to "przełożyć" na dźwięk kolumn, powiedziałbym, że scena zaczyna się jakieś pół metra przed linią łączącą głośniki i kończy metr–półtora za nią. Lepiej niż głębia pokazana jest szerokość, co wynika z niebywałej szczegółowości brzmienia, obecności mikroszczegółów, tzw. planktonu. Dźwięki mają naturalną niewymuszoność, dzieli je sporo wolnego miejsca, na scenie jest całkiem dużo powietrza.
Podsumowanie
Dla tzw. "szczególarzy" TWS 600 będą spełnieniem marzeń. Warto ich posłuchać choćby w celach poznawczych – taka detaliczność i dynamika to prawdziwa rzadkość.