Chyba wszyscy znają popularne powiedzenie, że jeśli coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Sprawdza się ono m.in. w audio, gdzie na pewnym (dość już wysokim) poziomie cenowym wtłaczanie kilku urządzeń w jedną obudowę zwykle wiąże się z kompromisami, które po prostu psują dźwięk.
Ostatnimi czasy pojawiło się np. kilka naprawdę dobrych wzmacniaczy zintegrowanych z wejściami cyfrowymi, z których nie można zrezygnować, bo producent nie przewidział takiej możliwości, ale te ich dodatkowe funkcje (DAC, Bluetooth itp.) nie spełniają oczekiwań co do jakości brzmienia. Czasami jednak trafia się taki sprzęt, który łącząc kilka funkcjonalności, potrafi przekonać do siebie właściwie każdą z nich. Jednym z takich rzadkich ptaków jest preamp sieciowy Moona 390, który przetestowałem w połączeniu z firmową końcówką 330A.
Budowa i funkcjonalność
Obudowy obu urządzeń Moona wykonano z tych samych materiałów: aluminium (front i boki; w przedwzmacniaczu "żebrowanie" lewej i prawej strony usztywnia całą obudowę, zaś w końcówce pełni funkcję radiatorów), stali (góra, spód i tył) oraz tworzywa ("policzki" przymocowane na froncie). Wybieramy jedną z trzech wersji kolorystycznych: srebrną, czarną albo 2-tone, czyli srebrno-czarną. Oba klocki świetnie do siebie pasują, ale odradzam stawianie ich jeden na drugim, bo końcówka podczas pracy dość mocno się nagrzewa, a i w trybie stand-by cały czas pozostaje ciepła.
Na początek "rozprawmy się" ze wzmacniaczem mocy. Jak podaje producent, technicznie 330A to stereofoniczna wersja monobloków 400M. Niejako potwierdzeniem tego jest fakt, iż daje się zmostkować, co skutkuje mocą 400W. "Normalnie" wg danych technicznych końcówka oferuje 125W na kanał przy 8Ω i 250W na kanał przy obciążeniu o połowę mniejszym.
Rozpisywanie się na temat wyglądu frontu 330A nie ma większego sensu, więc przejdźmy od razu do ścianki tylnej. Znalazły się tam pojedyncze, zalane przezroczystym plastikiem gniazda głośnikowe, które akceptują zarówno banany, jak i widełki. Obok nich umieszczono po jednym wejściu RCA i XLR (są wygodnie rozdzielone). Wejścia zbalansowane są fabrycznie zaślepione zworami łączącymi piny 1 i 3 – jeśli chcemy skorzystać z XLR-ów, trzeba je oczywiście usunąć, w przeciwnym razie (czyli podczas korzystania z interkonektu RCA) powinny zostać na swoim miejscu. Całości wyposażenia tylnego panelu dopełniają 12V triggery (In/Out), złącze RS-232 oraz prądowy IEC wraz z głównym włącznikiem (w przypadku korzystania z kabla zasilającego z większym wtykiem obsługa tego włącznika jest utrudniona) i umieszczonym tuż obok gniazdem bezpiecznika.
Brzmienie jest wciągające, angażuje w długie odsłuchy i pozwala zapomnieć o bożym świecie.
Wnętrze 330A niemal w całości wypełnia duży laminat z układem o architekturze dual-mono. W przedniej części płytki wycięto miejsce na potężny toroid – główne źródło zasilania. Kondensatory filtrujące marki Nippon Chemi-Con z serii SMH dają łączną pojemność 80.000µF (po cztery 10.000µF/63V na kanał). Stopień końcowy to w sumie sześć par tranzystorów: obok tych z logo Moona (25061) wykorzystano także MJE15031. Pierwsze 5W dostajemy w klasie A, potem urządzenie przechodzi w klasę AB. Pobór mocy na biegu jałowym wynosi 36W. Brak globalnego sprzężenia zwrotnego ma, jak twierdzi producent, zminimalizować podbarwienia i poszerzyć zakres dynamiki.
Przechodzimy do przedwzmacniacza. Rzut oka na jego czołówkę, gdzie umieszczono niewielki wyświetlacz OLED i 11 małych okrągłych przycisków (Standby; Mute; Display – wyłącza/włącza wyświetlacz; Spk Off – wyłącza wyjścia głośnikowe, pozostawiając aktywne tylko wyjście słuchawkowe; Input; 1, 2, 3 – presety przywołujące zapamiętane wcześniej stacje radiowe; Setup i OK – do wejścia/wyjścia i zatwierdzania wybranych opcji w menu), i wszystko jasne – to nie jest urządzenie o standardowej funkcjonalności. Fajnie, że zostawiono dużą gałkę regulacji natężenia dźwięku, za co odpowiadają tak naprawdę dwa stereofoniczne układy scalone Muses 72320 firmy NJR (w zakresie 0–30dB poruszamy się krokami 1-decybelowymi, a powyżej tej wartości co 0,5dB). Pokrętło to służy także do poruszania się po rozbudowanym menu ustawień (zob. dalej).
O tym, że 390 to preamp nietypowy, przekonuje także tył gęsto usiany różnego rodzaju gniazdami. Tak naprawdę mamy tu do czynienia z przedwzmacniaczem, odtwarzaczem sieciowym i USB-DAC-iem. Wejścia analogowe są trzy, w tym jedno dla gramofonu (parametry dla wkładek MM i MC ustawiamy w menu) z umieszczonym powyżej zaciskiem uziemiającym, jedno RCA i jedno XLR. Dalej mamy trzy wyjścia analogowe: jedno RCA o stałym poziomie sygnału, kolejne RCA z regulowanym poziomem oraz jedno XLR, także z regulowanym poziomem sygnału. Nad nimi umieszczono złącze 12V triggera, wejście IR oraz dwa gniazda Simlink (In/Out) dla innych komponentów Moona. Środkową część zajmują gniazda cyfrowe: aż pięć HDMI w standardzie 2.0 (cztery wejścia, jedno wyjście ARC), dwa RJ45 (urządzenie zachowuje się jak switch LAN), USB-A dla pendrive'ów, dysków z własnym zasilaniem tudzież przenośnych dysków USB o mniejszym zapotrzebowaniu na prąd), USB-B (do podłączenia komputera; dla Windowsa wymagany sterownik), SPDIF, Toslink oraz AES-EBU. Są także dwa gniazda dla zewnętrznych anten Wi-Fi (przesłanie bezprzewodowo sygnału DSD nie stanowi dla Moona żadnego problemu) i gniazdo zasilające IEC.
Środek "trzystadziewięćdziesiątki" podzielono na dwie części. Z przodu, pod metalowym ekranem schowano zasilacz impulsowy – MHP (Moon Hybrid Power), przeniesiony z referencyjnego streamera 780D. Producent nazywa go hybrydą, ponieważ wykorzystuje zarówno przełączanie, jak i technologie typowe dla tradycyjnych zasilaczy liniowych. W ten sposób powstają napięcia stałe o niskim poziomie szumów i tętnień, którymi osobno zasilane są płytki cyfrowa i analogowa. Aby zmniejszyć zakłócenia przenoszące się przez zasilanie do newralgicznych części układu, pomiędzy płytkami zastosowano izolację galwaniczną. Z tyłu umieszczono układy audio, które rozmieszczono na trzech laminatach. Na samym dole znalazła się sekcja analogowa, a piętrowo na nią cyfrowa. Za odczyt strumieniowy odpowiada umieszczony najwyżej moduł strumieniowy Stream 810 od StreamUnlimited. Sygnałem z wejść cyfrowych zajmuje się odbiornik AKM AK4115, a z USB – układ XMOS. Sygnał PCM i DSD jest konwertowany w ośmiokanałowym przetworniku cyfrowo-analogowym ESS Technology Sabre ES9026PRO.
Kompatybilność 390-ki z różnego rodzaju formatami audio robi duże wrażenie. Najbardziej wszechstronne jest wejście USB-B oraz MiND 2 (platforma Moona do strumieniowania) via Ethernet. W instrukcji podano, że MiND przez Wi-Fi nie obsługuje sygnałów PCM o częstotliwości 352,8kHz, 384kHz, a także DSD128 i 256, ale w praktyce Moon, przynajmniej z tymi dwoma ostatnimi, daje sobie radę – prawdopodobnie osiągi te poprawiła jedna z aktualizacji. Najskromniej wypada Bluetooth, ale i tu udało się uzyskać coś więcej niż standard – 48kHz. "Optykiem" prześlemy tylko PCM-y do 96kHz, SPDIF-em do 192kHz, a przez HDMI PCM-y do 192kHz i DSD64.
Menu 390-ki jest zaskakująco rozbudowane. Do najciekawszych ustawień należy z pewnością wzmocnienie (GAIN), obciążenie (IMPEDANCE) i pojemność (CAPACITANCE) wkładki gramofonowej, a ponadto korekcja (EQ CURVE) RIAA oraz IEC. Oprócz tego można włączyć/wyłączyć system HDMI CEC, jak również włączyć 390-kę do systemu multiroom. Pozostałe ustawienia umożliwiają np. zmianę nazw poszczególnych wejść, indywidualne ustawienie ich offsetu, zarządzanie poborem energii, zdefiniowanie maksymalnej głośności itp.
Sterowanie "trzystadziewięćdziesiątką" odbywa się za pomocą pilota CRM-3 lub aplikacji MiND (najlepiej od razu połączyć preamp z końcówką przez triggery, kabel w komplecie). Dzięki aplikacji możemy odtwarzać muzykę z playlist, podcastów i stacji radia internetowego TuneIn, jak również obsługiwać serwisy Deezer, Highresaudio, Qobuz i TIDAL po uprzednim zalogowaniu się na swoje konta (Moon bez problemu radzi sobie z dekodowaniem MQA; wraz z 390-ką dostajemy kod zapewniający 3-miesięczny dostęp do usługi TIDAL HiFi).
Ponadto aplikacja umożliwia dostęp do serwerów UPnP (dysków NAS, komputerów itp.). Dużą wygodę zapewnia możliwość regulacji głośności, a podczas korzystania z platformy MiND także najważniejszych funkcji odtwarzacza z poziomu ekranu blokady smartfona. Jedyne, czego zabrakło, to wyświetlanie informacji o długości słowa – widzimy (zarówno w aplikacji, jak i na wyświetlaczu) tylko format odtwarzanego pliku i jego częstotliwość. Istnieje także możliwość sterowania 390-ką za pośrednictwem odtwarzacza oraz aplikacji mobilnej Roon, jako że urządzenie Moona jest Roon ready (wraz z przedwzmacniaczem dostajemy kod do 60-dniowej subskrypcji tego popularnego programu).
Jakość brzmienia
Najlepsze brzmienie uzyskałem, odtwarzając muzykę przy pomocy Roona (PC z Windows 10 Pro) i przesyłając sygnał na wejście USB – poniższy opis odnosi się do takiej konfiguracji. 390-ka jest, jak już wspomniałem, Roon ready, co jednak oznacza granie przez wejście Network, a nie USB (w Roonie są to dwie różne strefy). Różnica jest dość wyraźna na rzecz tego drugiego, a przejawia się przede wszystkim w sugestywniejszym oddaniu przestrzeni oraz wyraźniejszych detalach, zwłaszcza wysokotonowych. Z tymi ostatnimi pojawił się u mnie mały problem, bo Moon grając przez wejście USB, rozdziela wysokie tony hojniej niż jako streamer przyjmujący sygnał przez wejście LAN/Wi-Fi. Pomogła zamiana interkonektu – zbalansowany Aqueous Aureus marki Purist Audio Design zastąpiłem Vespą Stereovoxa na RCA, który delikatnie uspokoił przekaz.
Połączone 390 i 330A prezentują dźwięk bezbłędnie zorganizowany w przestrzeni. Mam na myśli zarówno stereofonię, jak i umiejętność pokazania gradacji głębi, odpowiedniej perspektywy. Scena jest duża i gęsto wypełniona dźwiękami. O takiej prezentacji mówi się "holograficzna" czy "trójwymiarowa". Przekaz jest świetnie zrównoważony i niewymuszony. Nie ma w nim grama przesady. Brzmienie jest wciągające, angażuje w długie odsłuchy i pozwala zapomnieć o bożym świecie. Ten niewymuszony styl, swoboda, a także naturalny "wdzięk" brzmienia zestawu 390/330A uważam za jedną z jego największych zalet.
Brzmienie Moonów można by porównać do kolorowej układanki, której poszczególne składniki świetnie do siebie pasują: energia i dynamika do zdecydowanej barwy, równowaga tonalna do pewnej rezolutności, która przejawia się brakiem zduszenia czy przygaszenia dźwięku. Przekaz jest nad wyraz barwny, plastyczny, zawiesisty, ale też okraszony mnóstwem szczegółów. Z jednej strony przyjemnie ocieplony, z nieco powiększonym pierwszym planem, a z drugiej wystarczająco dynamiczny oraz precyzyjny. To "wystarczająco" oznacza po prostu, że dynamiki i precyzji jest w sam raz. Zestaw 390/330A nie szafuje impulsami, pojedynczymi eksplozjami, ale timing i niezwłoczność dźwięku są wzorowe. Zamykamy oczy i bez większego wysiłku wskazujemy, gdzie znajdują się poszczególne źródła pozorne – perkusyjny zestaw, zwłaszcza blachy, można rozrysować "ze słuchu". Uniknięto przy tym wszystkim "odhumanizowania" dźwięku – jego pełnia, bogactwo, obfitość jest oczywista.
Recenzowany zestaw świetnie radzi sobie z basem – ten zakres pasma stanowi bardzo solidną podbudowę brzmienia i wnosi do przekazu przyjemne ciepło, ale jego "kompetencje" są znacznie większe. Niskie składowe nie mają nic wspólnego z jednolitym "mruczeniem", są różnorodne, bardzo dobrze rozciągnięte, "płyną" szeroko, ale – trzymając się tej metafory – nie występują z brzegów. Ich kontrola nie budzi najmniejszych zastrzeżeń. Bas jest aktywny przez cały czas, dzięki czemu przyciąga uwagę słuchacza bez najmniejszego wysiłku z jego strony.
Średnica ma żywe barwy i w przeciwieństwie do niektórych wzmacniaczy tranzystorowych nie brzmi ani trochę sucho. Nagrania oddychają pełną piersią, namacalność i przejrzystość są nieprzeciętne, podobnie jak pozornie wykluczające się gładkość i ekspresywność. Wokale są nasycone, głosy solowe wyraźnie odseparowane od chórków.
Góra to kolejny jasny punkt brzmienia zestawu Moona. Jest bardzo przekonująca w swojej swobodzie, szerokim zakresie dynamicznym (od delikatnej "mgiełki" do wybuchów, którym towarzyszy bardzo wyraźna informacja o "ciężarze" i niemal widoczne rozkołysanie) i selektywności. Perkusyjne blachy mienią się mnóstwem odcieni i mikrodetali. Wybrzmienia nie obfitują w wysokie alikwoty, pogłosy są nieco skracane, fazy opadania i wybrzmiewania są stosunkowo krótkie. Wysokie tony są jednak czyste i wielowymiarowe, co zresztą świetnie pasuje do opisu brzmienia całego zestawu.
Podsumowanie
Zestaw 390/330A Moon by Simaudio to dla mnie kwintesencja brzmienia, w którym muzykalność przez duże M udało się połączyć z wyborną szczegółowością i precyzją. W pełni zasłużone wyróżnienie.