Należy już chyba przyjąć, że to pliki muzyczne będą w przewidywalnej przyszłości podstawowym nośnikiem muzyki. Moim zdaniem nie wyprą całkowicie nośników fizycznych, lecz będą je systematycznie spychać do audiofilskiej niszy. Pytanie brzmi, czy powinny one interesować również wymagających audiofilów? Tych, którzy przedkładają jakość brzmienia nad wygodę użytkowania, czy łatwy dostęp do niemal nieskończonych bibliotek muzycznych dostępnych w serwisach streamingowych. Nie twierdzę, że dla nich, a właściwie dla nas, pliki staną się głównym źródłem muzyki, ale jednym z kilku, dlaczego nie? Jeśli przyjmiemy takie założenie, to należy zadbać, podobnie jak w przypadku każdego innego nośnika, o wszystkie elementy systemu, które mają jakikolwiek wpływ na jakość dźwięku. Wiedzą o tym również producenci i dlatego pojawianie się na rynku coraz bardziej wyrafinowanych urządzeń nie powinno nikogo dziwić.
Jednym z nieodzownych elementów systemu, w którym chcemy korzystać z plików muzycznych, jest switch sieciowy. Dlaczego jest to element ważny? Bo sieć jest źródłem zakłóceń, a chcąc osiągnąć najwyższą możliwą jakość brzmienia, musimy starać się wyeliminować każde, nawet najmniejsze źródło tychże. Tym razem do testu otrzymaliśmy zaawansowany switch sieciowy młodej, ale już dobrze znanej na naszym rynku marki Silent Angel. Jakieś dwa lata temu recenzowałem dla Państwa pierwszy produkt tego typu tej marki, model Bonn N8, który zresztą, wraz zasilaczem liniowym Forester 1, użytkuję od tamtego czasu we własnym systemie referencyjnym i bardzo sobie to chwalę. Jego zastosowanie, tym bardziej po dodaniu liniowego zasilacza, na moje ucho znacząco poprawiło w moim systemie jakość brzmienia z plików. Pamiętam, że wówczas, choć nie jestem bynajmniej jakimś szczególnie wymagającym kinomaniakiem, podłączyłem do niego również telewizor i, o dziwo, zobaczyłem również żywsze kolory i klarowniejsze detale w obrazie streamowanym z sieci. Słowem, zyski były wielorakie.
Nieco później miałem okazję sprawdzić korzyści płynące z użycia dwóch switchy N8, obu zasilanych z Forestera 1, połączonych szeregowo. Zadaniem switcha w systemie audio jest, m.in., eliminacja zakłóceń płynących z sieci. Dwa urządzenia Silent Angel pracujące szeregowo wykonywały to zadanie jeszcze lepiej niż jedno. To znowu nie była obiektywnie rzecz biorąc wielka różnica, ale dla poszukiwacza najlepszego możliwego brzmienia, znacząca. Korzystając z takich doświadczeń przeprowadzanych przez wiele osób, Silent Angel zaoferował model N16 LPS, w którego obudowie niejako zintegrowano, acz nadal szeregowo, dwa N8.
Z kolei na ostatnim Audio Video Show w Warszawie polski dystrybutor, Audio Atelier, w obecności przedstawiciela producenta, pana Chorusa Chuanga, zaprezentował najnowsze osiągnięcie tej marki w zakresie switchów sieciowych, model Bonn NX, zaznaczając jednocześnie, że będzie ono dość kosztowne. Nie wiem, czy pojawiła się już oficjalna cena, ale o ile pamiętam była mowa o kwocie rzędu kilku tysięcy euro. Być może kiedyś będzie okazja wypróbować jego działanie, ale na razie zajmijmy się do niedawna topowym modelem Bonn N8 PRO.
Budowa
Na pierwszy rzut oka bliżej mu właśnie do topowego NX niż do N8, a przynajmniej takie można odnieść wrażenie choćby za sprawą zdecydowanie większej, solidnej, sztywnej, metalowej obudowy. N8 PRO ma bowiem szerokość regularnego komponentu audio, czyli ok 44 cm, acz już wysokość i głębokość obu modeli nie różnią się aż tak znacząco. Niemniej, co sugeruje nazwa, pomimo większych gabarytów, testowany model dysponuje również ośmioma, izolowanymi galwanicznie od płyty głównej urządzenia gigabitowymi, portami RJ-45 (a nie 16., jak N16). Zastosowano tu jednakże porty wyższej klasy, pozłacane i nieco szerzej rozstawione. Płyną z tego dwie zalety - po pierwsze łatwiej jest podłączać kable (zwłaszcza audiofilskie, które miewają nieco większe korpusy niż w przypadku standardowych wtyków), a po drugie, przynajmniej w założeniu, większe odstępy mają zmniejszać wzajemne zakłócenia między portami. W kwestii zasilania, w przeciwieństwie do mniejszego brata, testowany model oferuje dwie opcje. Można do niego podłączyć standardowy kabel zasilający zakończony od strony urządzenia wtykiem IEC, albo wykorzystać zewnętrzny zasilacz dostarczający prąd stały o napięciu 12V.
W tym pierwszym przypadku wykorzystywany jest wbudowany zasilacz, o którym producent mówi, iż jest tej samej klasy, co zasilacze impulsowe stosowane w radarach. Nie znam się na radarach, acz na logikę rzecz biorąc, muszą one pracować z wysoką czułością, więc zapewne wszelkie zakłócenia utrudniają, a może nawet uniemożliwiają ich skuteczną pracę. Ergo, zasilacz do radaru zapewne musi być niskoszumny, czyli generujący bardzo niewielką ilość zakłóceń - ta zaleta na pewno będzie korzystna także w systemach audio. Niemniej, dla tych którzy chcą osiągnąć jeszcze lepsze rezultaty, producent przygotował wysokiej klasy zewnętrzny zasilacz liniowy o nazwie Forester 2. To z kolei większy brat używanego przeze mnie Forestera 1. Oferuje on możliwość zasilania nawet czterech urządzeń, dwóch prądem stałym o napięciu 12V (np. N8 PRO, ale i Rhein Z1) oraz dwóch 5V. Ma jeszcze dwa standardowe porty USB, które można wykorzystać dla innych urządzeń. Do testu nie otrzymaliśmy tego zasilacza, więc korzystałem z wbudowanego.
Na tylnej ściance testowanego switcha znajduje się jeszcze kilka elementów. Pozłacany zacisk uziemienia - doświadczenie uczy, że to jeden z kluczowych elementów w systemach opartych o pliki, więc możliwość podłączenia np. tzw. sztucznej masy może okazać się przydatna. Po drugie znajdziecie tam mały przełącznik wszystkich diod. Czy usłyszycie różnicę w brzmieniu? Nie wiem. W teorii LED-y są elementami wprowadzającymi zakłócenia, acz czy wystarczający by je usłyszeć? To już możecie sprawdzić sami. Niemniej obecność przełącznika zaliczam na plus, bo często zdarza mi się słuchać muzyki wieczorami w ciemnym pokoju, w wówczas migające diody są źródłem irytacji, więc opcja ich wyłączenia, jest mile widziana. Jedyną rzeczą, do której można się przyczepić (jak na cenę tego urządzenia) są gumowe, przyklejane mikronóżki. Silent Angel ma w ofercie nóżki antywibracyjne, można też dobrać inne - tak czy owak, sugeruję ustawienie N8 PRO na czymś solidniejszym (u mnie stanął na nóżkach Franz Audio Accessories).
Warto jeszcze wspomnieć, że N8 PRO występuje w dwóch wersjach. Jedną z nich testujemy - wyposażono ją we wbudowany, precyzyjny zegar taktujący TCXO (o dokładności rzędu 0,1 ppm), z niezależnym zasilaniem, którego zadaniem jest eliminacja jittera i zmniejszenie latencji (opóźnień) sieciowej. W drugiej, znacząco droższej, urządzenie dysponuje dodatkowo wejściem dla zewnętrznego zegara. W zaawansowanych systemach audiofilskich, także w studiach nagraniowych, zewnętrzne zegary występują często. Zalety taktowania sygnału cyfrowego w całym systemie jednym zegarem nie podlegają dyskusji. Słowem, jeśli szukacie możliwości wyciśnięcia wszystkiego, co możliwe, z Waszego systemu zewnętrzny zegar wysokiej klasy w połączeniu z wersją N8 PRO CLK jest wskazane.
Jakość brzmienia
Test polegał na zastąpieniu używanego przeze mnie na co dzień zestawu Silent Angela składającego się z switcha Bonn N8 i zasilacza liniowego Forester 1 modelem testowanym (bez zewnętrznego zasilacza). Switche w obu przypadkach podłączone były do domowej sieci poprzez optyczny izolator LAN-u. Do połączenia między moim serwerem Roona a N8 PRO użyłem znakomitego kabla David Laboga Custom Audio Sapphire. Dalej w systemie grały LampizatOr Pacific, wzmacniacz zintegrowany GrandiNote Shinai i kolumny tego samego producenta, model MACH4. Trzy ostatnie komponenty połączone były ze sobą kablami sygnałowymi Soyaton Benchmark. Za zasilanie systemu odpowiadał kondycjoner prądu GigaWatta PC3 SE EVO+.
Za pisanie tej części recenzji zabrałem się po kilku przełączeniach mojego systemu między N8 a N8 PRO i nieco dłuższych odsłuchach z każdym z nich. Wcale nie dlatego, że nie słyszałem różnicy, ale po prostu chciałem potwierdzić, że pierwsze wrażenie mnie nie myli. Jako podstawowy album testowy wybrałem znakomite wydawnictwo "Audiophile Analog Collection Vol. 2" Nagry w postaci plików DSD256. Poszczególne realizacje, jak i samo wydanie są najwyższej próby, muzyka różnorodna, jako że obejmująca m.in. nawet nagranie kościelnego dzwonu, więc do oceny odtwarzającego go sprzętu album ten nadaje się doskonale. Słuchałem go więc kilka razy z rzędu w całości, przełączając się między switchami. Nieważne ile razy to robiłem, pierwsze wrażenia, po prostu lepszego, bardziej naturalnego i wyrafinowanego brzmienia znajdowały potwierdzenie za każdym razem, podobnie jak płynąca z doświadczenia wiedza, iż nawet przy relatywnie niewielkich (bo przecież switch w brzmieniu całego systemu audio nie wprowadza ogromnych zmian!) różnicach, zdecydowanie bardziej odczuwalne są przejścia z lepszego, nawet jeśli niewiele, na gorsze brzmienie, niż odwrotnie.
Pamiętam, że porównując N8 do zwykłego switcha, którego używałem wcześniej, pierwsze wrażenie mówiło mi wówczas o bardziej analogowym dźwięku, mniej technicznym, mniej nerwowym. Teraz po przełączeniu na N8 PRO miałem dokładnie takie samo, ale chyba nawet jeszcze intensywniejsze, wrażenie. Dźwięk plików odtwarzanych z NAS-a z testowanym switchem robił się gładszy, spójniejszy, pozornie spokojniejszy, ale tak naprawdę bardziej dynamiczny. Rzecz przede wszystkim w reprodukcji wydarzeń w skali mikro, oddawanych i różnicowanych wyraźnie lepiej, a przez to wzbogacających prezentację, sprawiających, że brzmiała ona pełniej, bardziej naturalnie, płynniej. Ów spokój w prezentacji, nie oznaczał nawet najmniejszego ograniczenia jej energetyczności, a jedynie to, że energia, np. uderzeń pałeczek perkusji, szarpnięć strun, czy akordów, była bardziej skupiona, precyzyjniejsza, lepiej zróżnicowana. To właśnie za sprawą takich małych detali rośnie klasa dźwięku, zwłaszcza jeśli wychodzi się z już całkiem wysokiego poziomu (co N8 + Forester 1 przecież zapewniają).
Tak doskonałe nagrania ułatwiały mi wychwycenie kolejnych drobnych, ale w ostatecznym rozrachunku, całkiem znaczących przewag N8 PRO. W solowym nagraniu kontrabasu wszystkie drobne, okołomuzyczne detale - palce przesuwające się z piskiem po strunach, czy skrzypnięcia (zapewne krzesła) stały się ważniejszymi elementami tej realizacji. One wcześniej, z N8, też tam były, ale ich rola była mniejsza, trzeba ich było w dźwięku szukać, teraz były jakby nieco bardziej wyciągnięte z tła, ale w zupełnie naturalny sposób, który sprawiał, że po prostu były elementem zwiększającym realizm prezentacji. Dodam jeszcze, że samo brzmienie kontrabasu było głębsze, pełniejsze, gęstsze i bogatsze o mnóstwo drobnych smaczków, zbliżając się o kolejny drobny kroczek do wrażeń, jakie daje słuchanie tego instrumentu z bliska na żywo.
A wokale po zmianie switcha na testowany brzmiały żywiej, było w nich jeszcze więcej bardziej klarownych, intensywniejszych emocji.
Gdy z kolei w jednym z nagrań pojawił się wspomniany kościelny dzwon, z N8 PRO zyskałem bardziej realistyczną perspektywę, tak jakby w końcu znalazł się on we właściwej ode mnie (znacznie większej) odległości. Kwestia bardziej realistycznego prezentowania przestrzeni, w tym gradacji planów na scenie, powracała zresztą w wielu nagraniach. W znanej wszystkim doskonale Toccacie i fudze d-moll J.S. Bacha odległość między słuchaczem (tzn. mną) a organami zwiększyła się znacząco. Zostały one ulokowane daleko przede mną powyżej linii wzroku, czyli dokładnie tak, jak miałoby to miejsce, gdybym siedział w kościele słuchając tego utworu. Zapewne dzięki obniżonemu poziomowi szumów/zakłóceń lepiej oddany został pogłos, dźwięki wędrujące po odległych ścianach kościoła de facto odpowiedzialne za wykreowanie wrażenia owej ogromnej przestrzeni. Dźwięk wydawał się również jeszcze czystszy, bardziej wypełniony powietrzem, bardziej otwarty, a jednocześnie potężny. Organy potrafią zejść piekielnie nisko i choć przecież wiem, że N8 PRO nie rozciągnął pasma przenoszenia moich kolumn, to subiektywnie miałem wrażenie, że słyszę więcej na samym dole pasma, że więcej się tam dzieje, co sugerowało lepsze różnicowanie. Zakładam, że był to efekt obniżenia poziomu zakłóceń, a więc uzyskania czystszego dźwięku, być może również nieco wyższego ładunku energetycznego na dole pasma i stąd to wrażenie. Nawet jeśli nie był to zysk obiektywny powitałem go z otwartymi ramionami (uszami).
No i w końcu element, który chyba tak naprawdę najbardziej zmieniał się na plus z N8 PRO, to wokale. Używam N8 od dłuższego czasu i uważam, że spisuje się świetnie, ale tak to jest w tym naszym hobby - coś jest świetne dopóki nie usłyszymy czegoś jeszcze lepszego. A wokale po zmianie switcha na testowany brzmiały... żywiej, było w nich jeszcze więcej, bardziej klarownych, intensywniejszych emocji. Lepiej słyszalna była charyzma w wokalach Stevena Tylera, Louisa Armstronga, Elli Fitzgerald, czy Janis Joplin. Teraz zdecydowanie szybciej i częściej pojawiała się u mnie gęsia skórka. Powtarzałem próby z wokalami kilka razy i efekt był taki, że z N8 ów efekt gęsiej skórki coraz trudniej było uzyskać - w podświadomości tkwiła bowiem już pewność, że da się te kawałki zagrać jeszcze lepiej, wierniej, bardziej przekonująco i wciągająco. Słowem, wiedziałem że jestem w tarapatach, bo będzie mnie męczyć chęć wymiany posiadanego zestawu N8 + Forester 1 na N8 PRO, a to jednak nie tak znowu mały wydatek.
Na koniec zostawiłem sobie jeszcze jedną rzecz do przetestowania. Do tej pory odtwarzałem pliki z NAS-a przez serwer Roona, oba podłączone bezpośrednio do switcha. Skoro w tym układzie usłyszałem znaczące (dla mnie!) różnice, to używając streamingu z internetu, który angażuje dodatkowo X metrów kabla ethernetowego w ścianie, plus nieaudiofilski, pozbawiony wsparcia zasilacza liniowego router (o całej reszcie infrastruktury sieciowej za nim, nie wspominając), to różnica powinna być nawet większa? Odpaliłem więc oferujący, moim zdaniem, najlepszą jakość brzmienia serwis, czyli Qobuz i zacząłem porównania. Dlaczego to właśnie ten serwis, na moje ucho, jest najlepszy? Bo różnica w jakości brzmienia między plikami odtwarzanymi z lokalnych nośników a streamowanymi z Qobuza była najmniejsza, jak już pisałem wiele razy, nieirytująca. W przypadku pozostałych, gdy tzw. RoonRadio samo dobierało kolejne utwory mieszając lokalne pliki ze streamingiem różnice były na tyle dużo, że irytowały mnie nawet gdy muzyka przygrywała mi jedynie w tle. Natomiast muzyki z Qobuza jestem w stanie słuchać z przyjemnością.
Nie wnikając mocno w szczegóły napiszę, że upgrade, bo w tym momencie tak już musiałem traktować N8 PRO, switcha jeszcze bardziej zmniejszył tę różnicę. Rzecz w większej gęstości dźwięku, jego lepszym nasyceniu, płynności, ale i definicji, precyzji, które przekładają się na wyższą naturalność, a ta na łatwość angażowania słuchacza. Słowem, powtarzały się te same zalety, które słyszałem wcześniej. Poprawa była bezdyskusyjna, choć raz jeszcze podkreślę, obiektywnie niewielka, a przecież w high-endzie chodzi o robienie małych kroczków w wyznaczonym kierunku, o poprawianie detali, które sumują się na końcu w bardziej wyrafinowane, lepsze brzmienie. Próba z Tidalem pokazała to samo - nadal był gorszy od Qobuza, ale różnica w porównaniu do lokalnych plików także się zmniejszyła, brzmienie było bowiem bardziej naturalne, barwniejsze, mniej mechaniczne.
Podsumowanie
Proszę nie oczekiwać, że Silent Angel Bonn N8 PRO z systemu brzmiącego słabo (z plików) zrobi grający genialnie. Jednakże im lepszy system, im bardziej wymagający i doświadczony słuchacz, tym bardziej doceni tę niewielką w ogólnej skali, ale jakże istotną poprawę w zakresie naturalności brzmienia, jego lepszej spójności i płynności, czytelności najdrobniejszych detali i precyzji reprodukcji aspektów przestrzennych. Może się okazać, że w końcu pliki brzmią tak dobrze, że niekoniecznie będziecie sięgać po płyty CD. Dla mnie powrót z N8 PRO do zwykłego N8, nawet wspartego zasilaczem Forester 1, okazał się dość bolesny, stąd też ten pierwszy, bohater niniejszej recenzji, ląduje na liście najbliższego, teraz już koniecznego upgrade'u mojego systemu referencyjnego.