s-e-r-v-e-r-a-d-s-3

hi-fi

Graham Audio LS 5/9

test |
Kolumny podstawkowe - Graham Audio LS 5/9 Rekomendacja

Rzadko się zdarza, by produkty audio z założenia przeznaczone na rynek profesjonalny robiły karierę w domowym hi-fi. Monitory BBC są jednym z tych nielicznych wyjątków...

Przy okazji testu kondycjonera ISOL-8P wspomniałem, że BBC jest swego rodzaju wylęgarnią talentów, a może lepiej szkołą dla licznych inżynierów, który po zdobyciu wiedzy i doświadczenia założyli własne firmy i odnoszą sukcesy, tworząc produkty także dla domowych systemów audio. Ludzie ci, pracując jeszcze dla BBC, stworzyli całą linię monitorów używanych w studiach nagraniowych oraz mobilnych, realizujących transmisje z koncertów (z których jakości BBC zawsze słynęło).

Wśród nich były choćby słynne "pudełka po butach", czyli malutki model LS 3/5A, dużo większe LS 5/8, czy ich nieco mniejsi kuzyni LS 5/9. Mimo iż zaprojektowano je pod kątem zastosowań studyjnych, audiofile szybko odkryli, że sprawdzają się one również i w domowych systemach. Na przestrzeni lat znalazło się wielu naśladowców tworzących swoje wersje słynnych monitorów, bądź po prostu powielających wzorzec BBC na podstawie licencji. W tym drugim przypadku kolumny BBC, ale pod swoim brandem, produkowały takie firmy, jak: QEF, Rogers, Spendor, Harbeth i kilka innych.

Choć dziś ich wygląd i konstrukcja mogą się wydawać nieco oldskulowe, by nie rzec wręcz archaiczne, to jednak ciągle są chętnie kupowane przez wiele osób, a o popularności tych modeli najlepiej świadczy fakt powstawania nowych firm, które te kolumny produkują. Taką właśnie firmą jest Graham Audio. Marka to co prawda stosunkowo młoda, ale w czasie prac projektowych firmę wspierał Derek Hughes, syn założycieli Spendora, mający spore doświadczenie w projektowaniu przede wszystkim zwrotnic do kolejnych wersji monitorów BBC (dla różnych marek). W ubiegłym roku w Monachium, w czasie wystawy HighEnd niewielkie stoisko tejże nowej marki było małą sensacją.

Kolumny bowiem, wykonane na licencji BBC, prezentowały się znakomicie, co nie zawsze było regułą w kolejnych wcieleniach tych monitorów. Proweniencja studyjna oraz pierwotne założenie BBC mówiące, iż kolumny mają być stosunkowo tanie w produkcji, sprawiały, że wygląd "elesek" nigdy nie był priorytetem ich konstruktorów. Nowej brytyjskiej marce udało się jednak zbudować swoje LS 5/9 tak, że pomimo faktu, iż to nadal proste, prostopadłościenne skrzynki, to łatwo wpadają w oko. Podobnie zresztą prezentowały się prototypy większego modelu LS 5/8. Z naszego punktu widzenia dobrze, że wpadły w oko warszawskiemu Audiopunktowi, dzięki czemu już podczas Audio Show można było posłuchać Grahamów także i u nas.

LS 5/9 to, zgodnie ze sztuką (licencją BBC), konstrukcja podstawkowa dwudrożna wentylowana bas-refleksem skierowanym do przodu. Na zestaw przetworników składają się: 34mm miękka, francuska kopułka Son Audax HD 13D34H, słowem ta sama, która w monitorach BBC stosowana jest od lat (oraz, jak piszą twórcy – jedyny element wersji Graham Audio spoza Wielkiej Brytanii), oraz tradycyjnie 200mm woofer średnio-niskotonowy z membraną z odmiany polipropylenu, produkowany przez firmę Volt. Kopułkę osłonięto metalową siateczką, a woofer, w przeciwieństwie do oryginalnego projektu, wyposażono w tradycyjne czarne, gumowe zawieszenie.

W Grahamach pozostawiono także, zgodną z oryginałem, możliwość podbicia lub obniżenia wysokich tonów o odpowiednio + lub - 1dB. Zmiana wymaga przelutowania kabelka widocznego na przedniej ściance kolumny obok tweetera – standardowo jest on przylutowany do punktu oznaczonego "0 dB", ale poniżej i powyżej znajdują się odpowiednio + i -1dB. Obudowę wykonano zgodnie z zaleceniami BBC – dość cienkie ścianki wykonano za sklejki brzozowej, wnętrze wzmocniono oraz wytłumiono matami bitumicznymi oraz częściowo wełną mineralną. Do kolumn w komplecie otrzymujemy czarne maskownice mocowane na magnesach oraz firmowe podstawki.

Również zgodnie z filozofią oryginalnych twórców podstawki są dość lekkie, wykonane z cienkich metalowych elementów, bez górnej i dolnej płyty. W celu poprawy stabilności kolce są mocowane na metalowych elementach wystających poza obrys kolumny/podstawki. Z tyłu umieszczono pojedynczą parę solidnych zacisków akceptujących zarówno banany, jak i widełki. Zwrotnicę FL 6/36 składającą się z 24 elementów zmontowano na płytce drukowanej przykręconej na dystansach za głośnikiem wysokotonowym. Producent zaleca minimalną moc wzmacniacza na poziomie 50W (skuteczność kolumn to 87dB przy nominalnych 8Ω), co sugeruje, iż nie są one najłatwiejsze do napędzenia.

Jakość brzmienia

Do dziś pamiętam swój pierwszy kontakt z LS 3/5A Rogersa. Niewykluczone, że były to najmniejsze kolumny, jakich przyszło mi kiedykolwiek słuchać (pomijam głośniki komputerowe oczywiście), gdy więc zacząłem je odsłuchiwać w nie tak małym przecież pokoju (24m kw.), zaliczyłem klasyczny "opad szczęki". Nie mogłem uwierzyć, że te maluchy są w stanie wyemitować z siebie tak dużo dźwięku, a że robiły to w nadzwyczaj muzykalny, dobrze poukładany sposób, trafiły natychmiast na moją prywatną listę ulubieńców. LS 5/9 Graham Audio to, podobnie jak oryginalny projekt, znacznie większe kolumny.

Graham Audio LS 5/9

Jak już wspomniałem są bardzo dobrze wykonane i pięknie wykończone – prezentują się więc w pokoju bardzo efektownie. Nie to jednakże jest przecież najważniejsze. Spiąłem je z moim zestawem ModWrighta i pierwszych kilka minut spędziłem, szukając optymalnego ustawienia w moim pokoju. Najlepszy kompromis między wyrównanym balansem tonalnym a dużą sceną uzyskałem, ustawiając kolumny nieco dalej od tylnej ściany niż zwykle (tj. ok. 1m), lekko skręcone do środka. W tej pozycji kolumny znikały całkowicie z pokoju, zostawiając mnie sam na sam z muzyką – sztuka wielu większym kolumnom podłogowym obca. A przecież dla realizmu prezentacji, dla zwiększenia iluzji uczestnictwa w żywym spektaklu muzycznym to warunek niezbędny. Pierwsze minuty odsłuchu wymagały oczywiście swego rodzaju przestawienia się z moich wielkich Bastanisów na spore, ale jednak monitory Graham Audio.

Wspomniana umiejętność całkowitego znikania z pokoju oraz budowy dość dużej (przede wszystkim na szerokość) sceny ułatwiły sprawę ogromnie. Jednym z pierwszych elementów brzmienia, na które zwróciłem uwagę, był bas. Nie bez powodu. Wiele kolumn podstawkowych na siłę udaje większe niż są faktycznie, czego efektem jest może i mocny, ale podbarwiony, przeciągany, czasem dudniący bas. Jakiekolwiek przeciąganie czy dudnienie basu dla mnie dyskwalifikuje kolumny już na starcie, po prostu psując przyjemność ze słuchania. Z dwojga złego zawsze wybiorę też kolumny, które są oszczędne w zakresie niskich tonów ponad te, które wysilając się ponad miarę, dudnią basem dominującym całość przekazu. Pod tym względem LS 5/9 zestrojone są znakomicie.

Gdy na pierwszej płycie usłyszałem kontrabas, już wiedziałem, że jest dobrze. Instrument był może nieco mniejszy niż z moich wielkich kolumn z 15-calowym wooferem, ale bas przezeń generowany był sprężysty, kolorowy, szybki, z dobrze zaznaczonym udziałem pudła, a co za tym idzie z długimi, naturalnymi wybrzmieniami. Obserwacje poczynione w trakcie słuchania popisów Raya Browna czy Isao Suzuki potwierdziły się także w trakcie osłuchu fantastycznego solowego koncertu McCoya Tynera. I owszem, niewielkie ograniczenie potęgi brzmienia fortepianu, wynikające z wielkości Grahamów, dało się wychwycić, ale zupełnie nie przeszkadzało ono w odbiorze całości muzyki. Kolumny te, jak przystało na monitory o rodowodzie studyjnym, grają niezwykle czysto i detalicznie, dając wgląd w subtelności zarówno techniki muzyka, jak i faktury samego instrumentu.

Można dzięki temu studiować zarówno samo nagranie jako takie, jak i graną muzykę i sposób jej grania. Tyle że w przeciwieństwie do części monitorów studyjnych, nie ma tu mowy o nadmiernej analityczności. Dostajemy możliwość wglądu w nagranie i muzykę, ale całość podana jest w płynny, spójny, precyzyjny, ale i bardzo muzykalny sposób, dzięki czemu to słuchacz decyduje, w jakim celu zasiada przed swoim systemem – analizy dźwięku, analizy muzyki, analizy techniki grania czy może po prostu przyjemności z obcowania z muzyką. Ja korzystałem przede wszystkim z tego ostatniego wyboru. Równie dobrze jak kontrabas i fortepian brzmiały smyczki – gładkie i śpiewne, ale i nieco ostre, gdy istniała taka konieczność, szybkie, precyzyjne, ale i bardzo naturalne.

Godzinami zasłuchiwałem się w popisach Hilary Hahn, Rachel Podger, Itzhaka Pearlmana i innych, jako że niewiele kolumn potrafi zagrać skrzypce w tak naturalny, organiczny wręcz sposób, jak Grahamy, korzystałem więc do woli. Wcale nie gorzej wypadały instrumenty dęte, którym poświęciłem kolejną sesję odsłuchową. Zacząłem od wielkich Louisa Armstronga i Milesa Davisa, a skończyłem na współczesnym nowoorleańskim jazzie Kermita Ruffinsa czy Wycliffa Gordona. Detaliczność LS 5/9 dała okazję usłyszenia drobnych elementów, takich jak nabieranie oddechu czy praca wentyli, ale te elementy nie lądowały na pierwszym planie – był jedynie drobnymi, acz ważnymi elementami większej całości. Trąbki czy puzony grały otwartym, wibrującym dźwiękiem, chwilami ostrym, chwilami niemal aksamitnym, świeżym, pełnym powietrza – słowem nadzwyczaj przekonującym. Znakomicie wypadały całe sekcje dęte, a to za sprawą z jednej strony świetnego różnicowania zarówno barwy, jak i dynamiki, a z drugiej doskonałej harmonii między brzmieniem wszystkich instrumentów.

Najciekawsze, jak zawsze, były nagrania zrealizowane na żywo. To one dają najlepsze pojęcie o tym, jak kolumny radzą sobie z pokazaniem sceny, z obrazowaniem poszczególnych instrumentów na tejże scenie, z pokazaniem otoczenia akustycznego muzyków – sali, reakcji publiczności itd. LS 5/9 nie należą do kolumn powalających wielkością renderowanej sceny. Ta, i owszem, jest spora, kilkuplanowa, potrafi wychodzić poza rozstaw kolumn, ale znam sporo kolumn, które pokazują w zakresie głębokości sceny więcej (takie, które pokazują mniej, też znam). Nie można więc liczyć na "hektary przestrzeni", ale tak naprawdę w przypadku większości nagrań to zupełnie nie przeszkadza, bo nawet w nagraniach zrealizowanych na żywo scena zwykle nie jest zbyt duża. Większej, a dokładniej głębszej, sceny życzyłbym sobie w ulubionej wersji "Carmen" z Leontyną Price, gdzie maszerujące chóry znajdują się daleko za solistami śpiewającymi na pierwszym planie.

W wydaniu Grahamów odległość nadal była spora, ale nie tak duża, jak mnie do tego przyzwyczaiły choćby moje własne kolumny. Osoba nieznająca nagrania zapewne nie zwróciłaby na to nawet uwagi, ale ja na mojej ulubionej płycie musiałem to zauważyć. Przy nagraniach realizowanych w małych klubach – słynnym "Jazz at the Pawnshop" czy na koncercie Muddy'ego Watersa z Rolling Stonesami – nie miało to już takiego znaczenia. Tam muzycy rozstawieni byli przede wszystkim na szerokości sceny, choć oczywiście w kilku planach, ale dość blisko siebie. W tych nagraniach podziwiać więc należało dobrą rozdzielczość i separację brytyjskich kolumn. To dzięki tym cechom instrumenty nie zlewały się ze sobą, a ja mogłem sobie śledzić czy to np. ulubiony ksylofon na pierwszej z tych płyt, czy popisy poszczególnych gitarzystów na drugiej. Każde źródło dźwięku miało "ciało", trójwymiarowe wymiary, wagę, z narysowaną dość grubą kreską obwiednią.

Najwięcej szczegółów miały te pokazane na pierwszym planie, ale i te grające z tyłu sceny były wystarczająco dobrze opisane w przestrzeni. W przypadku obu albumów nie sposób było nie docenić oddania dobrze uchwyconych w nagraniach środowisk akustycznych klubów, gdzie koncerty były grane, oraz dźwięków dochodzących ze strony publiczności (specjalnie nie piszę wyłącznie o reakcjach widzów, jako że na pierwszej z tych płyt słychać także np. brzęk naczyń posilających się Szwedów). Wspomniany ksylofon w wydaniu Grahamów był odpowiednio dźwięczny, wibrujący, uderzenia pałeczek szybkie, podobnie jak następujące po nim narastanie fazy ataku dźwięków, po którym następowały dłuższe lub krótsze wybrzmienia. Co ważne, nie zdarzało się, bym miał wrażenie, że wybrzmienie zostało sztucznie obcięte – jeśli zdarzały się te krótsze, to jasne było, że taka właśnie była intencja muzyka, którzy wybrzmienie wytłumiał.

Graham Audio LS 5/9

Drugi ze wspomnianych koncertów był niejako wstępem do osobnej części odsłuchów – do grania elektrycznego. Jasne już było, że Grahamy spisują się znakomicie, niebywale naturalnie w muzyce akustycznej. Niektórzy twierdzą, że zagranie akustycznych instrumentów jest proste, ale fakty są takie, że zagranie ich w sposób naturalny, organiczny, jak to robią LS 5/9, musi być jednak dość trudne, bo kolumn, które mogą z brytyjskimi monitorami konkurować w tym zakresie wcale nie jest aż tak dużo. Prawdą natomiast jest stwierdzenie, iż znakomita prezentacja muzyki akustycznej nie jest 100% gwarancją równie dobrego odtworzenia muzyki elektrycznej. Zwłaszcza dla średniej wielkości monitorów. Gdy przychodzi bowiem do muzyki z mocną gitarą, z perkusją, z potężnym, niskim elektronicznym/elektrycznym basem, przydaje się nieco inny zestaw cech.

Oczywistym ograniczeniem Grahamów jest ich fizyczna wielkość. Nie są i nie mogą być w stanie przepompować takiej ilości powietrza, jak kolumny z dużymi wooferami w wielkich obudowach. I nawet nie próbują. Stawiają na szybkość, bardzo dobry timing, pewne prowadzenie rytmu i tempa oraz świetną, w odtwarzanym zakresie, kontrolę niskich tonów. Na wspomnianym już koncercie Muddy'ego Watersa ze Stonesami słychać, jak doskonale razem bawią się wszyscy muzycy. Mimo iż na niewielkiej scenie chwilami grają i cztery gitary elektryczne, brzmienie każdej z nich łatwo wyodrębnić na użytek przyjrzenia się maestrii poszczególnych muzyków. Każda brzmi nieco inaczej, ale każda czysto, mocno, z pazurem. Kolumny doskonale prowadzą rytm, absolutnie kluczowy w muzyce bluesowej. Warto też w końcu wspomnieć o tym, jak dobrze Grahamy odtwarzają wokale. W tym wypadku dwa bardzo charakterystyczne – Muddy'ego i Micka.

Świetny wgląd w fakturę każdego z głosów, precyzyjne oddanie barwy, no i ta naturalna chropowatość obu wokali nigdy nie wpadającą w ostrość. Podobnie było przy wcześniejszych odsłuchach, np. Louisa Armstronga, z jego absolutnie niepowtarzalnym, zachrypniętym głosem, czy polskiego, doświadczonego życiowo głosu Marka Dyjaka. Ten ostatni w wydaniu Grahamów pełen był pasji i energii, którą pamiętam z koncertów. W głosie Patricii Barber natomiast pojawiają się sybilanty, które wiele kolumn, a już szczególnie te o proweniencji studyjnej, lubią wyostrzać tak, że zaczynają przeszkadzać w słuchaniu. W tym przypadku nic takiego nie miało miejsca – sybilanty i owszem, było słychać, ale w ich naturalnej, nieprzeszkadzającej w słuchaniu formie – ot po prostu naturalny składnik niektórych głosów. Prezentacja wokali zawsze była bardzo mocną stroną monitorów BBC, a testowane LS 5/9 nie są tu żadnym wyjątkiem. Ba, dzięki swojej rozdzielczości i czystości wznoszą reprodukcję ludzkich głosów na jeszcze wyższy poziom.

Wracając do muzyki elektrycznej – w czasie mojej sesji nie mogło zabraknąć australijskich weteranów z AC/DC. Ich żywa, energetyczna muzyka, także opierająca się w dużym stopniu na rytmie i tempie, wypadła na LS 5/9 całkiem efektownie. Nie będę już powtarzał oczywistych ograniczeń w zakresie najniższego basu i potęgi brzmienia. Skupię się raczej znowu na doskonałym prowadzeniu rytmu i tempa, na umiejętności przekazania gigantycznych pokładów energii pomimo owych oczywistych, fizycznych ograniczeń. Tak, na moich kolumnach i innych dużych podłogówkach taka muzyka brzmi jeszcze efektowniej, ale niejako z założenia monitorów używają zwykle (choć wcale nie zawsze) osoby o ograniczonych możliwościach lokalowych. Do niewielkiego pokoju nie sposób wstawić dużych podłogówek i w takich przypadkach LS 5/9 doskonale się sprawdzą. Dzięki swej żywiołowości, dynamice, ale i czystości i uporządkowaniu prezentacji potrafią one zagrać rocka czy elektrycznego bluesa w bardzo satysfakcjonujący sposób. Nawet w nieco większych pokojach (jak moje 24m kw.) pod pewnymi względami mogą się podobać bardziej niż niejedna podłogówka dzięki bardzo pewnemu, punktowemu prowadzeniu basu, co wielu osobom powinno się spodobać bardziej niż może i niższe, ale przeciągane buczenie z bas-refleksów większych kolumn.

Warto wiedzieć

Recenzowane monitory wywodzą się w prostej linii od słynnych konstrukcji stworzonych przed laty przez BBC. Legendarne monitory LS 3/5a powstały w dziale badań i rozwoju BBC na potrzeby dźwiękowców realizujących w małych, ciasnych wozach transmisyjnych relacje z koncertów i zawodów sportowych. Potrzebowali oni kolumn, na których mogliby na bieżąco odsłuchiwać powstające materiały żeby zapewniały one możliwie najwyższą jakość transmisji z których słynęły przecież brytyjskie radio i telewizja. Pierwsze niewielkie monitory LS 3/5a powstały w 1974 roku i spowodowały w branży wręcz trzęsienie ziemi. Ze względu na niewielkie rozmiary przylgnęła do nich nazwa "pudełka na buty", ale ich dźwięk po prostu zachwycał. Produkcją tych monitorów zajęło się kilka firm w oparciu o dokumentację i wytyczne BBC. Dzięki temu od blisko 40 lat kolejne wersje LS 3/5a podbijają serca kolejnych pokoleń miłośników muzyki. Oprócz podstawowego modelu LS 3/5a powstały także inne, jak LS 5/8 i LS 5/9 produkowane przez różne firmy. Graham Audio to stosunkowo młody producent, który sięgnął po tradycyjne rozwiązania i wypuścił na rynek swoją wersję kolumn powstałych w oparciu o sprawdzoną "recepturę" BBC. I trzeba przyznać, że wywiązał się z tego zadania znakomicie.

Podsumowanie

Znam osoby, które z założenia (bo zwykle nie miały okazji posłuchać takich kolumn) twierdzą, że monitory BBC to archaiczna konstrukcja, które nie ma prawa dobrze grać w erze konkurentów z wymyślnymi obudowami, tworzonymi z kosmicznych (czasem dosłownie) materiałów i przetwornikami także z materiałów najnowszych generacji. Tymczasem te klasyczne, prostopadłościenne skrzynki z cienkimi ściankami, z tweeterem niemal identycznym jak oryginalny, używany 30 lat temu, z podobnym do oryginalnego woooferem mogą stanowić wzór dla wielu bardziej "nowoczesnych konstrukcji". Łączą zalety studyjnych monitorów, dając dobry wgląd w nagrania i znakomicie je różnicując, imponują rozdzielczością i czystością brzmienia, wysoką detalicznością i otwartością.

Dodajmy do tego bardzo punktualny, zwarty, szybki bas, kapitalnie naturalną, kolorową, gładką średnicę i pełną powietrza, dźwięczną, detaliczną górę pasma. No i oczywiście najważniejsze – świetną spójność całego pasma, dzięki której Grahamy brzmią naturalnie, tworząc realistyczną, wciągającą prezentację. To monitory dla wymagającego odbiorcy, który nie chce lub nie może wstawić u siebie kolumn podłogowych, ale mimo to oczekuje brzmienia z wysokiej półki. LS 5/9 firmy Graham Audio jasno pokazują, że nadal na rynku jest miejsce na takie konstrukcje i że da się je robić chyba nawet lepiej niż to, co było dostępne na rynku do tej pory. Nie dać im szansy z racji "wiekowości" konstrukcji byłoby ogromnym błędem – proszę posłuchać i ocenić samemu.

Werdykt: Graham Audio LS 5/9

  • Jakość dźwięku

  • Jakość / Cena

  • Wykonanie

  • Wysterowanie

Plusy: Muzykalne, gładkie, płynne granie, czystość dźwięku, znikają z pomieszczenia, budują dużą scenę, świetny timing.

Minusy: Nie są idealnie neutralne.

Ogółem: LS 5/9 powinny być dla producentów współczesnych monitorów wzorem do naśladowania!

Ocena ogólna:

PRODUKT
Graham Audio LS 5/9
RODZAJ
Kolumny podstawkowe
CENA
17.900 zł (para - kolor cherry)
WAGA
14 kg (szt.)
WYMIARY (S×W×G)
280×460×275 mm
DYSTRYBUCJA
Audiopunkt
www.sklep.audiopunkt.com.pl
NAJWAŻNIEJSZE CECHY
  • Konstrukcja: dwudrożna, bas-refleks
  • Obudowa: zgodnie ze sztuką projektowania BBC, sklejka brzozowa
  • Pasmo przenoszenia: 50Hz–16kHz (+/-3dB)
  • Impedancja nominalna: 8Ω
  • Czułość: 87dB SPL (2,83V, 1m)
  • Zwrotnica: FL 6/36, 24 elementy precyzyjne
  • Zalecana moc wzmacniacza: od 50 do 200W
  • Wykończenie: naturalne forniry Cherrywood, Rosewood, Ebony