Japoński Fostex kojarzy się przede wszystkim z rynkiem profesjonalnym, aczkolwiek ma w swojej ofercie sporo produktów skierowanych do audiofilów, w tym również tych zamożnych – wystarczy wspomnieć trójdrożne kolumny G1003MG z głośnikami, których membrany wykonano z czystego magnezu, w cenie 30 tys. złotych za sztukę. Fostex to także, a może przede wszystkim słuchawki – przeznaczone zarówno na rynek pro, jak i amatorski.
Czasami to ostatnie rozróżnienie (rynek profesjonalny i konsumencki) nie jest oczywiste, co widać na przykładzie modelu T60RP, swoistej hybrydy łączącej cechy obu rodzajów słuchawek. Jest to topowy model bazujący na technice Regular Phase (stąd oznaczenie RP w nazwie; technologię tę opracowano jeszcze w latach 70. ubiegłego stulecia), co odsyła nas wprost do takich modeli, jak otwarte T20RP, zamknięte T40RP, a zwłaszcza półotwarte T50RP. Jednak zarówno brzmienie, jak i stylowe wykończenie "sześćdziesiątek" potwierdza ich zakusy terytorialne – te słuchawki wydają się zbyt uniwersalne jak na model stricte studyjny.

Budowa
T60RP to słuchawki półotwarte wyposażone w przetworniki planarne. Typ, z jakim mamy do czynienia, jest widoczny gołym okiem, bo w pięknych drewnianych muszlach znajdują się szczeliny wentylacyjne (po trzy w każdej). Mocowanie pałąka jest jak najbardziej "pro" – to gruby podwójny drut w kolorze czarnym, którego zakrzywiona część tworzy prowadnice dla plastikowych obejm. Wygląda to surowo, ale swoją funkcję pełni znakomicie – mimo iż na prowadnicach nie ma żadnych rowków blokujących, obejmy trzymają mocno i pewnie, a ich ruch, któremu towarzyszy wyczuwalny opór, jest płynny. Sam pałąk wykonano z metalu i obszyto naturalną skórą, aczkolwiek nie dotyka on głowy. Kontakt z nią ma podwieszony pod pałąkiem solidny, gruby i sztywny pasek, także ze skóry.

Muszle mają kształt owalny, a wydrążone w komorach wgłębienia są prostokątne. Rozmiarowo wszystko się zgadza, nie ma najmniejszego problemu z objęciem całych uszu. Komfort jest wysoki także za sprawą miękkich, sprężystych, wymiennych padów obszytych przyjemną w dotyku naturalną skórą. O surowcu, z którego wykonano muszle, już wspomniałem, ale samo "drewno" tu nie wystarczy – to mahoń (afrykański), którego właściwości akustyczne wykorzystują bądź wykorzystywały sporo droższe słuchawki (np. AH-D7000 Denona; połączenie mahoniu i klonu stosuje Grado), nie wspominając o instrumentach muzycznych, jak gitary elektryczne czy perkusje.
Membrany przetworników wykonano z cienkiego polimeru, a serpentynowe cewki wytrawiono w miedzianej folii. Napędzają je mocne sztabkowe magnesy neodymowe, zapewniające odpowiednią kontrolę wychyleń i mogące przyjąć aż 3W mocy.
Tym, co odróżnia je od typowych słuchawek studyjnych, jest wyraźne poczucie przestrzeni i umiejętność pokazania sceny w niewielkiej perspektywie.
Kabel jest odpinany. Oprócz tego, który dostajemy w pudełku – krótkiego, niezbalansowanego, zakończonego 3,5mm jackiem, z przejściówką na 6,3mm – producent przygotował trzy symetryczne (oczywiście za dopłatą), zakończone albo XLR-em, albo 4,4mm Pentaconnem, albo symetrycznym małym jackiem 2,5mm.
Jakość brzmienia
Brzmienie T60RP jest ogólnie rzecz biorąc lekko rozjaśnione, a jednocześnie miękkie, zaokrąglone. Tym, co odróżnia je od typowych słuchawek studyjnych – oprócz delikatnego podbicia w górze pasma – jest wyraźne poczucie przestrzeni i umiejętność pokazania sceny w niewielkiej (ale jednak) perspektywie.

Fostexy nie oferują brzmienia zbyt głębokiego, o czym można się przekonać, porównując je z NDH 20 Neumanna, które mają pod tym względem znacznie więcej do powiedzenia. Prawdę powiedziawszy, w takim bezpośrednim porównaniu – które z uwagi na różnicę w cenie (Neumanna NDH 20 kosztuje 2.149zł) nie jest do końca fair, ale z racji studyjnego przeznaczenia niemieckich słuchawek i, co za tym idzie, ich neutralnej charakterystyki wydaje się dopuszczalne – "sześćdziesiątki" wypadają trochę słabiej. Ich brzmienie jest całościowo szczuplejsze, ma wyraźnie mniejszą skalę.
Subiektywnie w okolicy 1kHz, a także 10kHz w charakterystyce pojawiają się górki, wyraźna jest zwłaszcza ta druga (w przypadku słuchawek Neumanna jest raczej odwrotnie, być może z niewielkim dołkiem pomiędzy wspomnianym zakresem). Ale jest też obszar, w którym japońskie "nauszniki" są bardziej przekonujące – jest nim przestrzeń. NDH 20 mają zdecydowanie więcej pogłosu, ale jednocześnie są jakby jednowymiarowe, podczas gdy T60RP w bardziej dobitny i żywy sposób pokazują odległości między źródłami pozornymi, a kreowana przez nie scena ma wyraźniej zarysowane plany.

Odstępstwo od równowagi tonalnej T60RP, o którym wspomniałem, czyli rozjaśnienie brzmienia, nie jest bynajmniej przykre, całkiem łatwo je zaakceptować. Fostexy nie brzmią agresywnie i sucho, nie są przesadnie wyostrzone. Po 15 minutach odsłuchu nie zaczynają irytować, wręcz przeciwnie – nabiera się ochoty na słuchanie muzyki. Trzeba jednak zadbać o odpowiedni wzmacniacz, bo im więcej mocy im się dostarczy w ramach dozwolonych 3W, tym lepiej.
Podłączone bezpośrednio do smartfona Galaxy S7 Samsunga, T60RP zagrały na pół gwizdka, całkiem znośnie, ale jednak zbyt cicho. A z Vegą G2 AURALiC-a dostały nowe życie. W brzmieniu pojawiła się energia, jakby dodatkowy bodziec, siła napędowa, która pozytywnie wpłynęła na cały przekaz, utwardziła go, podkręciła dynamikę i poprawiła dokładność. Takie połączenie z uwagi na dysproporcję cen jest osobliwe, wręcz kuriozalne, ale pokazuje bardzo ważną cechę Fostexów – byle czym się ich nie napędzi.

Podsumowanie
T60RP to bardzo ładne, starannie wykonane słuchawki o przyjemnym dla ucha brzmieniu. Ich wygląd sugeruje, że mamy do czynienia z czymś wyjątkowym i właściwie tak właśnie jest. Brzmieniowo dość wyraźnie ustępują droższym modelom Fostexa, choćby świetnym TH610. W swojej grupie cenowej mogą być liderami, aczkolwiek nie są do końca neutralne, a ich wymagania w stosunku do wzmacniacza trudno uznać za skromne.