s-e-r-v-e-r-a-d-s-3

hi-fi

Musical Fidelity M6si

test |
Wzmacniacz zintegrowany - Musical Fidelity M6si

Brytyjski wzmacniacz Musical Fidelity M6si jest zdolny do wysterowania praktycznie każdych kolumn i sprawdza się w różnych gatunkach muzycznych

Seria M6, do której należy testowana konstrukcja, składa się z komponentów z górnej półki cenowej i to właśnie od niej zaczyna się prawdziwy hi-end w przypadku marki Musical Fidelity. Grupa urządzeń pochodzących z serii M6 plasuje się w katalogu tuż za jeszcze droższymi komponentami z serii M8 i Nu-Vista. W skład serii M6 wchodzą dwa wzmacniacze zintegrowane, w tym właśnie testowany model M6si, oraz jeszcze potężniejszy M6500i. Te dwa wzmacniacze można uzupełnić o odtwarzacz CD M6scd, jak również przetwornik cyfrowo-analogowy M6DAC. W ofercie nie zabrakło też komponentów, na bazie których można zbudować dzielony system stereo – przedwzmacniacza M6PRE oraz stereofonicznej końcówki mocy M6PRX.

Wzmacniacz M6si dysponuje dużą mocą oraz wydajnością prądową i to właśnie ta konstrukcja ma przecierać szlaki wielu użytkownikom chcącym zacząć budowę poważnego stereofonicznego systemu z wyższej półki cenowej. W grupie droższych urządzeń to właśnie wzmacniacz jako serce bezkompromisowego systemu stereo musi zagwarantować bezproblemowe napędzenie kolumn niezależnie od ich marki i specyfikacji. W przypadku M6si postawiono więc na wydajny układ zasilający, ale również solidne stopnie końcowe obsługujące lewy i prawy kanał, charakteryzujące się wysoką mocą. M6si na papierze wygląda rzeczywiście imponująco, ponieważ według zapewnień producenta dysponuje mocą 220W na kanał, a maksymalny pobór mocy o wartości dochodzącej do 680W wydaje się to potwierdzać. M6si jest w prostej linii rozwinięciem tańszej integry średniej klasy, a więc testowanego w poprzednim wydaniu naszego pisma modelu M3si, który ma wynieść brytyjskie wzmacniacze na poziom osiągalny tylko dla najlepszych urządzeń w swojej grupie cenowej.

Najważniejsze zasilanie i stopnie wyjściowe

M6si wyróżnia się eleganckim wzornictwem, z którym w zasadzie klient ma już styczność w przypadku serii średniej klasy, a mianowicie urządzeń z grupy M3. Brytyjczycy po trwających wiele lat eksperymentach, które narobiły więcej szkód niż pożytku, zdecydowali się wreszcie ujednolicić wygląd produkowanych przez siebie urządzeń i to niewątpliwie przełożyło się na lepszą rozpoznawalność marki, co jest jednym z kluczowych elementów dobrego marketingu. Tak więc wzmacniacz M6si z zewnątrz niewiele różni się od tańszego M3si (naturalnie pomijając dużo większe gabaryty) i tak samo jak niedawno testowany wzmacniacz, zachwyca czystą linią wzorniczą oraz wysokiej klasy wykonaniem. Przedni panel, odlewany z metali lekkich, bardzo ładnie współgra z innymi drobniejszymi, precyzyjnie wykonanymi elementami i stwarza wrażenie dopracowanego w najdrobniejszych szczegółach. To z kolei wzbudza zaufanie, ale też powoduje, że zarówno perfekcjoniści, jak i puryści powinni być zadowoleni i z formy, i z jakości wykonania. Gdy spojrzałem na M6si, nie miałem się do czego przyczepić, ponieważ wydaje się on wzmacniaczem, przynajmniej z zewnątrz, któremu nic nie brakuje – klasyczny wygląd po prostu się nie starzeje, a klasą oraz jakością wykonania nawiązuje do najlepszych konstrukcji tego typu. Również tylny panel urzeka perfekcjonizmem nawet w najmniejszych detalach.

wzmacniacz hi-fi Musical Fidelity M6si

Poszczególne gniazda są wysokiej jakości – znalazły się tutaj bezpośrednie wejścia do końcówki mocy, którą można sterować za pomocą zewnętrznego przedwzmacniacza lub procesora/przedwzmacniacza w systemie wielokanałowym, wykorzystując M6si (ze względu na jego ogromną wydajność) do napędzania przednich kolumn w instalacji kina domowego. Nie zabrakło również wyjścia z przedwzmacniacza. Fanów winylu z pewnością zadowoli fakt, że M6si jest w stanie obsłużyć obydwa typy wkładek, a więc można do niego podpiąć zarówno gramofony wyposażone we wkładki typu MM, jak i MC (na tylnym panelu znajduje się przełącznik hebelkowy, którym aktywujemy przedwzmacniacz do obsługi wybranego typu wkładek). Z kolei niezbalansowane wejście AUX1 możemy przełączyć w jeden z dwóch trybów – klasyczny, w postaci wejścia analogowego sterowanego przez przedwzmacniacz zainstalowany w M6si, lub też jako bezpośrednie wejście do stopni końcowych. M6si dysponuje również jedną parą analogowych wejść XLR, więc miłośnicy tego rodzaju transmisji sygnału również będą mieli szersze pole działania. Testowany wzmacniacz, podobnie jak średniej klasy model M3si, wyposażono w asynchroniczne wejście USB obsługujące sygnał cyfrowy o maksymalnej rozdzielczości 24-bitów i częstotliwości do 96kHz – producent mógł jednak poszerzyć możliwości związane z przetwarzaniem cyfrowych sygnałów przez M6si i ulokować z tyłu dodatkowe wejścia optyczne i koaksjalne, dzięki którym można by niższej klasy odtwarzacze CD wykorzystać w roli transportu. Jeśli jednak przyjrzymy się urządzeniom serii M6, to zauważymy, że Brytyjczycy oferują wysokiej klasy przetwornik cyfrowo-analogowy i to właśnie na nim skupiono się najbardziej, natomiast wejście USB obsługujące komputer jako źródło cyfrowe ma być swego rodzaju bonusem. Zwłaszcza dla osób, chcących słuchać za pośrednictwem M6si wysokiej jakości plików audio, co oczywiście i tak jest sporym plusem, bo nawet na tym poziomie cenowym zdarzają się konstrukcje, które po prostu nie oferują takiej możliwości.

Wzmacniacz wewnątrz prezentuje się jak typowa muskularna jednostka – ulokowany centralnie potężny toroidalny transformator dostarcza prąd do zintegrowanych mostków prostowniczych (Musical Fidelity konsekwentnie stosuje je od lat) wysokoprądowych sekcji wzmacniaczy składających się również z baterii wielu łączonych równolegle kondensatorów marki Jamicon. W sumie jeden kanał obsługiwany jest przez cztery elektrolity o pojemności 4.700µF każdy – więcej kondensatorów o mniejszych pojemnościach pozwala stworzyć obwód o znacznie niższej impedancji, co przekłada się na poprawę reakcji układu zasilania na potrzeby gwałtownych dostaw prądu do tranzystorów stopni końcowych, a przez to na lepszą dynamikę.

Wzmacniacz pracujący w klasie AB to konstrukcja dual mono, więc są to tak naprawdę oddzielne monofoniczne końcówki mocy obsługujące lewy i prawy kanał. Każda końcówka mocy bazuje na dwóch parach tranzystorów marki Sanken STD03N + STD03P. Z kolei regulację głośności zrealizowano za pomocą aktywnego układu marki Burr Brown PGA23201 sterowanego przez potencjometr ślizgowy napędzany za pośrednictwem silniczka elektrycznego na potrzeby układu zdalnego sterowania. Selektor źródeł również działa w oparciu o aktywny układ, natomiast wejście USB jest obsługiwane przez przetwornik cyfrowo-analogowy Burr Brown PCM1781 (identyczny jak w modelu M3si). Przedwzmacniacz pracujący w klasie A posiada własne wyodrębnione stabilizowane zasilanie i montaż w technologii SMD, tak jak w przypadku stopni końcowych czy płytki wejściowej obsługującej wszystkie gniazda tylnego panelu – montaż SMD rządzi obecnie w konstrukcjach marki Musical Fidelity.

Swoboda i imponująca dynamika

Aby osiągnąć maksimum możliwości w zakresie jakości reprodukowanego dźwięku, testowany wzmacniacz potrzebuje nieco czasu na rozgrzewkę. Wyraźną poprawę brzmienia słychać już po ok. 30 minutach od uruchomienia (naturalnie w temperaturze pokojowej) – zyskuje przede wszystkim barwa i plastyka dźwięku, zwłaszcza w zakresie wysokich i średnich tonów, bas ulega rozciągnięciu, a brzmienie w pełnym paśmie staje się bardziej transparentne i zdecydowanie lepiej zintegrowane. Tak najczęściej zachowują się wzmacniacze klasy A, które żeby pokazać swoje walory, zawsze od uruchomienia potrzebują nieco czasu, aby osiągnąć nominalną temperaturę pracy. Mimo że końcówki mocy zainstalowane na pokładzie Musical Fidelity nie pracują w klasie A (są to wzmacniacze klasy AB), to jednak wyraźnie słychać, że i one dopiero po osiągnięciu właściwej temperatury pracy są w stanie zaprezentować pełnię swoich możliwości. Nie należy również zapominać o tym, że przedwzmacniacz w modelu M6si pracuje właśnie w klasie A, więc tutaj temperatura pracy odgrywa znacznie większą rolę i z pewnością przekłada się na jego walory soniczne. Dopiero po upływie ok. 30 minut od uruchomienia wzmacniacza, kiedy radiatory są letnie, zaczyna się prawdziwy popis możliwości tej brytyjskiej konstrukcji.

M6si prezentuje przede wszystkim ponadprzeciętnie dokładne i czyste brzmienie. Daje się wyczuć, że dla tej konstrukcji najważniejszym aspektem jest wręcz laboratoryjna precyzja w dozowaniu poszczególnych składników brzmienia. M6si robi to na tyle umiejętnie, że kiedy zaczniemy go już słuchać, to przestajemy zastanawiać się nad tym, czy aby na pewno wysokie tony zostały dobrane proporcjonalnie do zakresu średnicy i basu. Otrzymujemy w pełni organiczny dźwięk z fenomenalnie namacalną sceną dźwiękową – dosłownie aż chce się dotknąć poszczególnych instrumentów znajdujących się między kolumnami głośnikowymi. Stereofonia w wykonaniu Musical Fidelity jest wybitna i na tym pułapie cenowym osiąga poziom absolutnie referencyjny. I nie chodzi mi jedynie o znakomicie zaprezentowaną trójwymiarowość poszczególnych źródeł pozornych, ale przede wszystkim o ich rozmiary i swego rodzaju symbiozę między nimi. Podczas odsłuchu płyt z zapisami koncertów np. Patricii Barber czy Lee Ritenoura zachwyca przede wszystkim fenomenalna spójność konkretnych elementów brzmienia, dzięki którym stereofonia zyskuje niemal w każdym aspekcie – dzięki otwartemu i wyraźnemu brzmieniu źródła pozorne są czytelniej odwzorowywane. Wyrazista i barwna średnica została tutaj wsparta wysokimi tonami o wręcz klinicznej czystości, ale myliłby się ten, kto by przypuszczał, że górny rejon pasma akustycznego reprodukowanego przez M6si pozbawiony jest polotu i finezji. Owszem, da się pod tym względem wyczuć przyjemną gładkość, znakomitą liniowość i fenomenalną dynamikę w skali mikro. Ale z drugiej strony w przypadku M6si rządzi przede wszystkim ponadprzeciętna precyzja i to właśnie ona w głównej mierze wpływa na to, jak odbieramy stereofonię. Ten brytyjski wzmacniacz ma w sobie ogromną rezerwę pod względem dynamiki i możliwości swobody grania, niezależnie od poziomu głośności. A tak przecież zachowują się wyłącznie wzmacniacze z górnej półki cenowej, gdzie jakiekolwiek kompromisy po prostu nie mają miejsca. To z kolei pozwala uwolnić się muzyce w jej najdrobniejszych detalach i popłynąć szerokim nurtem, bez najmniejszych przeszkód negatywnie wpływających na jakość odbieranego dźwięku.

wzmacniacz hi-fi Musical Fidelity M6si

Musical Fidelity prezentuje styl brzmienia typowy dla szybkich i zrywnych tranzystorów. Mamy więc niespotykaną kulturę grania, dzięki czemu niezależnie od odsłuchiwanego gatunku muzycznego dostajemy pełny wgląd w emocje, jakie niosą z sobą konkretne dźwięki. Z drugiej strony M6si nie bawi się w półśrodki i stara się pokazywać prawdę o muzyce bez upiększania jej na siłę – barwa pozostaje neutralna i zwłaszcza pod kątem temperatury nie wymyka się ani w stronę analitycznego i beznamiętnego chłodu, ani też nie osiąga przesadnie wysokiej temperatury charakterystycznej dla brzmienia lampowego. Testowany wzmacniacz nie prezentuje więc stylu brzmienia, jaki podczas niedawnego testu zademonstrował tańszy Sonneteer Alabaster, który w moim mniemaniu jest chyba najbardziej lampowo brzmiącym wzmacniaczem tranzystorowym, momentami wręcz parzącym! Musical Fidelity wydaje się w tym aspekcie idealnie zrównoważoną konstrukcją, oferującą na pierwszym miejscu neutralność i wierność. Więc jeśli podczas sesji odsłuchowej na tacce odtwarzacza lądował longplay z muzyką jazzową i np. wokalem Freddy'ego Cole'a, to do moich uszu docierał bardzo naturalny dźwięk – trąbka brzmiała jak trąbka, saksofon jak saksofon, a linia basowa odtwarzana przez różne instrumenty była fantastycznie zróżnicowana.

Warto wiedzieć

Model M6si posiada jeden z najbardziej precyzyjnych układów regulacji głośności, z jakim można się spotkać w przypadku wzmacniaczy, nawet jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że jest on sterowany za pomocą zwykłego potencjometru ślizgowego (ten jednak pośredniczy tylko w procesie regulacji głośności, bowiem odbywa się ona za pomocą aktywnego układu dostarczonego przez Burr-Browna). Zarówno ręczna regulacja, jak i ta realizowana za pośrednictwem pilota zdalnego sterowania odbywa się z łagodnym i liniowym przyrostem, co zwiększa komfort użytkowania wzmacniacza. Nawet jeśli M6si połączymy z bardzo czułymi, wysokoefektywnymi kolumnami, to nie będziemy mieli żadnego problemu z właściwym wyregulowaniem poziomu głośności, jaki w danym momencie będzie nam odpowiadał. Łagodny przyrost głośności od samego dołu sprawia, że wzmacniacz nie irytuje tak, jak niektóre modele, potrafiące głośno "krzyknąć" już przy delikatnym ruchu pokrętła głośności. Mimo to wzmacniacz daje poczucie, że obcujemy z urządzeniem dysponującym ponadprzeciętną mocą.

Podsumowanie

Musical Fidelity posiada wreszcie ciekawą i starannie uporządkowaną ofertę, a model M6si zdecydowanie wyróżnia się na tle produkowanych przez tę firmę wzmacniaczy, nie tylko pod względem możliwości, ale też stosunku jakości dźwięku do ceny. M6si oferuje wysokiej klasy bezkompromisowe brzmienie i jest jednocześnie wzmacniaczem, wokół którego może powstać system audio dla najbardziej wymagających osób. Testowana integra oferuje przede wszystkim wysoką moc i cechuje się neutralnym, swobodnym brzmieniem. To z kolei sprawia, że M6si może wysterować dowolne zespoły głośnikowe, a do tego będzie gwarantem wzmacniacza, który nie popada w skrajności, dzięki czemu łatwiej będzie dobrać do niego kolumny o określonym charakterze brzmienia, a tym samym wpływać na ostateczny model dźwięku, jaki będzie nas interesował w budowanym systemie stereo.

Asynchroniczne wejście USB, dzięki któremu wzmacniacz można połączyć z komputerem, z pewnością jest miłym dodatkiem i wiele osób będzie chętnie z niego korzystać, a możliwość spożytkowania dużej mocy M6si w dzielonych systemach stereo czy wielokanałowych również może okazać się sporą pokusą, zwłaszcza dla osób lubiących nieustanne eksperymenty. Zatem jeśli cenicie sobie neutralność i dużą swobodę w brzmieniu oraz koniecznie zależy Wam na wydajnym tranzystorowym wzmacniaczu niemającym problemów z napędzaniem nawet najbardziej wymagających zespołów głośnikowych, to warto zwrócić uwagę właśnie na tę brytyjską integrę, bo może się ona okazać najlepszym wyborem na wiele lat.

Werdykt: Musical Fidelity M6si

  • Jakość dźwięku

  • Jakość / Cena

  • Wykonanie

  • Możliwości

Plusy: Swoboda i nieograniczona dynamika nawet w skali mikro; wzorowa przestrzeń i doskonała kontrola w pełnym paśmie

Minusy: Niezbyt urodziwy pilot zdalnego sterowania

Ogółem: Dojrzały i wyrafinowany dźwięk z naciskiem na neutralną charakterystykę, co pozwala zbudować system stereo o określonym stylu brzmienia

Ocena ogólna:

PRODUKT
Musical Fidelity M6si
RODZAJ
Wzmacniacz zintegrowany
CENA
13.995 zł
WAGA
16,6 kg
WYMIARY
(SxWxG) 440x125x400 mm
DYSTRYBUCJA
Rafko Dystrybucja
www.musicalfidelity.rafko.pl
NAJWAŻNIEJSZE CECHY
  • Moc: 2x220W
  • Pasmo przenoszenia: 10Hz–20kHz
  • Pobór prądu: 680W (wartość maksymalna)
  • Zniekształcenia: 0,007%
  • Stosunek sygnał/szum: 107dB
  • Wejście Phono dla wkładek typu MM i MC
  • Przetwornik cyfrowo-analogowy marki Burr Brown PCM1781 (192kHz/24-bit)
  • Wejścia liniowe niezbalansowane: 4 pary wejść stereo RCA + pętla magnetofonowa, 1 para zbalansowanych XLR
  • Wejścia cyfrowe: USB asynchroniczne (96kHz/24-bit)
  • Wyjścia z przedwzmacniacza: 1 para stereo RCA
  • Topologia Dual-Mono