s-e-r-v-e-r-a-d-s-3

hi-fi

Hegel HD30

test |
DAC - Hegel HD30

Test topowego w ofercie norweskiej firmy przetwornika cyfrowo-analogowego Hegel HD30

Hegel na rynku gości już od ćwierć wieku, ale to ostatni okres w historii tej marki jest szczególny, bo to na przestrzeni ostatnich 4–5 lat ta norweska firma rozwija się niezwykle dynamicznie. W relacji z ostatniej monachijskiej wystawy pisałem o tym, jak to nieoczekiwanie Hegel pokazał tam nową integrę. Bez medialnego szumu, nawet bez banerów na stoisku zaprezentowano topowy model H360 – trzeba było się wykazać wyjątkową spostrzegawczością albo dociekliwością, by się o tym dowiedzieć. Już wówczas Anders Ertzeid zapowiedział, że to nie ostatnia niespodzianka, jaka czeka fanów marki w tym roku. I proszę, oto doczekaliśmy się DAC-a HD30, który oprócz swojej głównej funkcji może pełnić także dwie dodatkowe.

Obok szeregu, powiedzmy, standardowych wejść cyfrowych wyposażono go bowiem w port LAN i zadbano o możliwość współpracy z serwerami UpnP/DLNA, co pozwala streamować pliki z LAN-a bezpośrednio do HD30. Użytkownik dostaje także do dyspozycji regulację głośności, która zmienia nowego Hegla w cyfrowy przedwzmacniacz. Być może dlatego nowe urządzenie zdecydowanie urosło w porównaniu z poprzednimi DAC-ami. Teraz jest to właściwie pełnowymiarowy komponent, bardziej przypominający wyglądem mały wzmacniacz lub przedwzmacniacz niż przetwornik. Mamy tu standardową szerokość frontu (tj. ok. 40cm), niebieski wyświetlacz pośrodku, a po jego bokach dwie gałki – selektor wejść i regulację głośności. Wyświetlacz jest bardzo czytelny, acz nie podaje zbyt wielu informacji – przez większość czasu wyświetla nazwę wybranego wejścia oraz częstotliwość próbkowania odtwarzanego materiału. Gdy zmieniamy poziom głośności, to przez krótką chwilę jest on wyświetlany. Brakuje natomiast informacji o długości słowa czy formacie odtwarzanych plików. Czy to niezbędne informacje? Oczywiście nie, ale czy ich wyświetlenie byłoby problemem? Pewnie też nie – może więc w przyszłości norwescy inżynierowie zaimplementują je w kolejnych wersjach urządzenia czy jego oprogramowania. Dopiero rzut oka na tył urządzenia sugeruje, że to jednak nie jest wzmacniacz. Znajdziemy tam bowiem same wejścia cyfrowe: AES/EBU, BNC, COAX, 3 x TOSLink, USB i LAN plus oczywiście wyjścia analogowe, liniowe (RCA) i zbalansowane (XLR).

Jak zwykle w przypadku Hegla obok portu USB znajduje się niewielki dwupozycyjny przełącznik. W pozycji "A" przetwornik przyjmuje pliki PCM o rozdzielczości do 24 bitów i 96kHz, co oznacza, że nawet jeśli pliki są grane z komputera, to żadne dodatkowe sterowniki nie są potrzebne. Jeśli jednak użytkownik chciałby posłuchać także i plików o wyższej częstotliwości próbkowania (do 192kHz) bądź DSD64, to przełącznik należy przestawić do pozycji "B", a w systemach Windows zainstalować sterownik dostępny na stronie producenta. Wejście LAN, umożliwiające streamowanie plików muzycznych do HD30, nie wymaga żadnych sterowników. W domowej sieci musimy posiadać serwer UpnP/DLNA (np. NAS-a), Hegla oczywiście musimy podłączyć do owej sieci i wskazać jako odtwarzacz, no i potrzebne jest jeszcze jakieś urządzenie sterujące – np. tablet na Androidzie i program do obsługi odtwarzania – np. Buble UpnP (tego ja używam przy takich okazjach). Apple'owców zapewne ucieszy informacja, iż HD30 jest kompatybilny z AirPlay. Sercem urządzenia są dwie kości AK4490EQ (po jednej na kanał). To kości nowej generacji japońskiego producenta, zdolne do obsługi sygnału PCM aż do 32 bitów i 768kHz, ale także sygnału DSD do 11,2MHz.

DAC Hegel HD30

Jakość brzmienia

Jak napisałem wcześniej, kilka ostatnich lat to nieustanny rozwój oferty Hegla. Rzecz nie tylko w zwiększającej się ilości produktów (bo liczba aż tak bardzo nie rośnie), ale przede wszystkim w coraz wyższej klasie norweskich urządzeń. Tak się złożyło, że chyba najlepszy wgląd miałem właśnie w rozwój ich przetworników cyfrowo-analogowych. Posiadałem aż trzy – malucha HD2 (DAC i konwerter USB), HD10 i w końcu HD12, a recenzowałem także i topowy, do niedawna, HD25. Postęp, jaki dokonywał się z modelu na model, robił na mnie za każdym razem duże wrażenie. Ale tak ogromnego przeskoku jakościowego i funkcjonalnego, jak w przypadku HD30 jeszcze nie było. Po raz pierwszy użytkownicy dostają do dyspozycji wejścia AES/EBU czy BNC, no i oczywiście port LAN umożliwiający odtwarzanie plików wprost z serwerów w domowej sieci. Po raz pierwszy to także urządzenie pełnowymiarowe z regulacją głośności. A brzmieniowo? Uwaga, tzw. spoiler – ponaddwukrotnie wyższa cena w porównaniu z poprzednim flagowcem, HD25, nie jest wcale przesadzona. "30-tka" potrafi bowiem bardzo, bardzo wiele.

Odsłuchy zacząłem, korzystając z wejścia BNC, do którego sygnał trafiał z mojej Bady Alpha (a do niej z dedykowanego PC). Grałem zarówno ze swoim dzielonym zestawem ModWrighta i Bastanisami Matterhorn, jak i np. Accuphase'em E-470 czy Jadisem I-88. Nie miało wielkiego znaczenia, w jakim systemie nowy DAC Hegla grał – w każdym z nich potwierdzało się kilka wiodących cech. Po pierwsze norweskie urządzenie oferuje niezwykle gładki dźwięk. OK, to może nie jest najważniejsza cecha brzmienia, ale to jedna z największych różnic w porównaniu z poprzednikami. Nie żeby HD25 czy HD12 grały "szorstko" czy wyostrzały dźwięk, ale do tej gładkości było im daleko. Tak gładko potrafią grać jedynie naprawdę wysokiej klasy źródła cyfrowe. Za tą gładkością idzie muzykalność, także na poziomie wyższym niż do tej pory. Wydawałoby się, że skoro te dwie cechy są tak ważne w tym brzmieniu, to zapewne nowy DAC musiał zgubić zalety poprzedników – wysoką detaliczność, szybkość, transparentność? No właśnie nie! Kolejny raz muszę napisać o wyniesieniu tych aspektów dźwięku na nowy, wyraźnie wyższy poziom. Tyle że teraz to nie są już cechy dominujące brzmienia, a jedynie elementy składowe większej, przemyślanej i doskonale zaimplementowanej całości.

HD30 niczym rasowe urządzenie lampowe, którym przecież nie jest, dba o niezwykle przestrzenną prezentację. Wystarczy zagrać płytę, na której dużą rolę odgrywają efekty przestrzenne, by – być może – poznać ją niemal na nowo. Większość z Państwa kojarzy zapewne płytę Rogera Watersa "Amused to Death", znaną nie tylko fanom talentu tego artysty za sprawą implementacji, wręcz zabawy efektami przestrzennymi. W odpowiednich systemach dźwięki dochodzą nie tylko gdzieś z boku, ale nawet i zza słuchacza – ma się wrażenie uczestnictwa w wielokanałowym spektaklu. HD30 nie dość, że lokuje wszystkie dźwięki tam, gdzie trzeba (tzn. tam, gdzie nawet dużo droższe źródła) w płaszczyźnie poziomej – po prawej, po lewej i z tyłu głowy, to jeszcze dodaje do tego niezwykłą głębię, którą znam raczej z systemów analogowych i to tych lepszych, a których w wydaniu źródeł cyfrowych tak niezwykle klarownie pokazanych chyba jeszcze nie słyszałem. Również na wielu innych płytach, niekoniecznie tak spektakularnych w zakresie efektów przestrzennych, byłem raz po raz zaskakiwany dźwiękami pojawiającymi się w miejscach, gdzie ich wcześniej nie było. A może i były, ale nie tak wyraziście, klarownie pokazane. Wiele płyt wylądowało na mojej playliście w czasie tego testu tylko dlatego, że liczyłem właśnie na nowe odkrycia. Na wszelki wypadek podkreślę, że to, o czym piszę, to nie skutek efekciarstwa w wykonaniu Hegla, wydobywania drobnych smaczków kosztem prezentacji innych elementów, ale po prostu wyjątkowych możliwości w tym zakresie. Wszystkie tego typu elementy wpisywały się jednakowoż w zamysł danego artysty, będąc jedynie częścią większego konceptu.

DAC Hegel HD30

Po raz kolejny HD30 zaskoczył mnie, gdy skończyłem (chwilowo) zabawę z muzyką elektryczną i elektroniczną, zabierając się za moją ulubioną, akustyczną. W moim odczuciu to niemal zawsze domena urządzeń lampowych i analogowych źródeł dźwięku. To one potrafią oddać naturalną barwę, one dbają o wybrzmienia, o pokazanie harmonicznych składowych dźwięku, one dają wrażenie, że instrumenty oddychają, współpracują z otaczającym je powietrzem. Po pierwszej płycie Oscara Petersona miałem ochotę rzucić się ze śrubokrętem na Hegla, bo byłem przekonany, że Norwegowie oszukują i wsadzili do środka jakieś lampy – to nie miało prawa tak naturalnie, realistycznie grać z czysto tranzystorowego urządzenia! A jednak... Kontrabas Raya Browna zachwycał dokładnością, z jaką pokazano każde szarpnięcie struny, szybkością i sprężystością tego szarpnięcia, pokazaniem, jak struna zaczyna wibrować, by po chwili przekazać część swojej energii wielkiemu pudłu rezonansowemu, a to dopiero wzmacniając dany dźwięk, pogłębiając go i podtrzymując, pokazuje prawdziwe oblicze tego wielkiego instrumentu. No i ta naturalność barwy, te prawidłowe proporcje między strunami a pudłem – i to wszystko z przetwornika za nie aż tak przecież duże pieniądze! Wcale nie gorzej wypadał fortepian Petersona. To znowu niezwykła naturalność brzmienia, barwy, to odpowiednio wypełniony i dociążony dźwięk, który kazał mi szukać wzrokiem, gdzież to ów instrument stoi, bo przecież kolumny tak przekonująco wielkości fortepianu zwykle pokazać nie potrafią. Wspominane już wcześniej ogromne możliwości Hegla w zakresie przestrzenności i obrazowania sprawiły, że i perkusja wypadła bardziej realistycznie niż zwykle. A to za sprawą przestrzennego rozmieszczenia jej poszczególnych elementów. To dziś tak się nagrywa perkusję, tzn. starając się czasem wręcz powiększyć jej objętość, stworzyć wrażenie, że jest rozstawiona na większej przestrzeni niż w rzeczywistości, ale w czasach, gdy nagrywał band Oscara Petersona, tak się tego nie robiło. A jednak każdy talerz i bęben miały precyzyjniej niż zwykle przypisane konkretne miejsce w przestrzeni i nie był to jedynie punkt uderzenia pałeczki, ale trójwymiarowe, rezonujące body każdego z nich. To pokazuje również, że i w zakresie selektywności i różnicowania brzmienia Hegel wykonuje świetną pracę – to dlatego poszczególne blachy czy bębny były tak łatwe do odróżnienia.

Słysząc jak dobrze HD30 radzi sobie z muzyką akustyczną, musiałem poświęcić jeden wieczór również i moim ukochanym gitarom (klasycznym i akustycznym). Rodrigo y Gabriela porwali mnie swoim entuzjazmem, niebywałą energią, którą potrafią wydobyć z gitar akustycznych, całkiem jakby zapomnieli, że nie grają już w heavy metalowym zespole. Dynamika, jaką serwuje meksykański duet na koncercie, jest po prostu powalająca – Hegel pokazał, że to także jego mocna strona. Błyszczał na poziomie mikro – poszczególnych uderzeń strun piórkiem czy palcem, ale i w skali makro, starając się, by efekty perkusyjne, które tak zręcznie Gabriela wydobywa ze swojej gitary, także miały moc, ciężar i odpowiednią szybkość. Świetnie prowadzony był rytm, co także potwierdzały bluesowe kawałki w wykonaniu choćby Johna Lee Hookera. Na słynnym "Friday Night in San Francisco" trzech wirtuozów gitary dało z pomocą HD30 popis swoich możliwości. Styl każdego muzyka, charakterystyczny sposób grania zostały pokazane z precyzją, pozwalającą bez trudu, automatycznie wręcz wskazywać miejsce konkretnego muzyka w danym momencie na scenia. To była także chyba pierwsza płyta koncertowa, jakiej słuchałem i muszę przyznać, że jej atmosfera, to, jak doskonale bawili się i muzycy, i publiczność, została pokazana bardzo przekonująco. Łatwo było zapomnieć, że siedzę we własnym fotelu, w swoim pokoju, a nie bawię się doskonale wśród innych fanów muzyki gitarowej. Klimatu, emocji nie brakowało również na płytach z klasycznym flamenco Paco de Lucii czy Paco Peny. Hiszpański temperament czy to muzyków, czy tancerzy wydawał się leżeć wyjątkowo dobrze teoretycznie zimnemu "norwegowi". Pasja, z jaką wykonywali muzykę, sprawiała, że skry sypały się gęsto po całym pomieszczeniu, a ja nie mogłem nie wystukiwać rytmu razem z tancerzami.

DAC Hegel HD30

W czasie odsłuchów nie mogło zabraknąć i wokali wszelakich. I znowu, choć kilka znanych mi urządzeń lampowych oraz źródeł analogowych potrafi w tym zakresie jeszcze więcej, to jednak HD30 miał i tu więcej do powiedzenia, niż wynikałoby to z jego ceny. Duża namacalność wokalistów, piękne pokazanie barwy i faktury każdego głosu, oddanie emocjonalnego zaangażowania wykonawców – wszystko było po prostu tam, gdzie trzeba, pokazane tak, jak trzeba, by dawać ogromną przyjemność słuchania zarówno Janis Joplin, jak i Luciano Pavarottiego, Elli Fitzgerald czy Evy Cassidy. Każdy dobrze (podkreślam DOBRZE) nagrany wokal chwytał za serce, przemawiał wprost do duszy miłośnika muzyki. Gdy już zacząłem wędrówkę wśród wspaniałych wokalistek i wokalistów (jazzowych, klasycznych, bluesowych, a nawet i rockowych), to spędziłem z nimi kilka fantastycznych wieczorów, nie mogąc się po prostu wyrwać spod czaru HD30. Nie był to czar lampowy, nie chodziło o wyjątkową słodycz czy nadzwyczajny oddech, jakiego wokalom dodają lampy, ale o wspomnianą gładkość, czystość, piękne renderowanie wokalistów w przestrzeni i tony, prawdziwe tony emocji płynących z głośników, które przykuwały mnie do nich na długie, długie godziny. Brawa i podziękowania dla inżynierów Hegla, którzy stworzyli tak niezwykłe urządzenie!

Podsumowanie

Wow! To chyba najlepsze podsumowanie wrażeń ze spotkania z Heglem HD30. Tak, coraz więcej jest na rynku DAC-ów, które w coraz rozsądniejszych cenach oferują brzmienie wysokiej klasy. Tak, już poprzednie przetworniki Hegla potrafiły zaoferować dużo – nie bez przyczyny ich używałem. Ale to wszystko nie zmienia faktu, że nowa propozycja norweskiego producenta to nie tylko duży postęp w zakresie funkcjonalności, ale i przeskok z solidnego hi-fi na poziom, który można śmiało nazwać high-endem. I nie dotyczy to już wyłącznie wejścia SPDIF, znakomitego już w HD25, ale i pozostałych, z USB i LAN włącznie. To ostatnie ogromnie upraszcza kwestię odtwarzania plików– jeśli już mamy domową sieć, to wystarczy podłączyć HD30 do tej sieci, zainstalować jedną z wielu dostępnych (również za darmo) aplikacji sterujących na tablecie lub telefonie i już. Co bardzo ważne, jakością brzmienia wejście to nie ustępuje znacząco klasycznym wejściom cyfrowym zasilanym sygnałem z dobrego źródła. Różnice są, ale na tyle małe, że choćby dla wygody można spokojnie zrezygnować z dostarczania sygnału kablem USB z komputera (w każdym razie nie dedykowanego do audio) na rzecz grania muzyki prosto z NAS-a.

DAC Hegel HD30

Można z HD30 korzystać także i do sterowania bezpośrednio końcówką mocy, acz dobrej klasy zewnętrzny przedwzmacniacz robi jednak różnicę na plus i pozwala w 100% docenić klasę tego przetwornika. W przedziale cenowym do 20 tys. złotych miałem do tej pory dwóch faworytów – Vegę Auralica i Mirusa Resonessence LAB, oba na kościach Sabre'a. Oba nadal zachowują miejsce na podium, ale na pierwsze miejsce mojej listy chyba jednak wskakuje Hegel HD30. Piszę "chyba", bo wszystkie te urządzenia są fantastyczne, więc żeby wskazać najlepsze, musiałbym mieć okazję porównać je bezpośrednio w tym samym systemie. Nie mając takiej możliwości i będąc świeżo pod wrażeniem pokazu umiejętności Hegla, jego ustawiam na najwyższym stopniu podium, pamiętając, że jest pośród nich najdroższy i najnowszy. Rozwiązanie w cyfrowym audio starzeją się szybko i pewnie konkurencja niedługo pokaże coś nowego, ale do tej chwili – niech żyje nowy król półki cenowej do 20, a pewnie i 30 tysięcy złotych!

Werdykt: Hegel HD30

  • Jakość dźwięku

  • Jakość / Cena

  • Wykonanie

  • Możliwości

Plusy: Gładkość, muzykalność, nasycenie, spójność połączone z dynamiką, energetycznością i transparentnością z bardzo wysokiej półki

Minusy: Na dobrą sprawę brakuje jedynie obsługi plików DSD128

Ogółem: Wybitny DAC, który sprawdzi się nawet w systemach z elementami droższymi od siebie

Ocena ogólna:

PRODUKT
Hegel HD30
RODZAJ
Przetwornik cyfrowo-analogowy
CENA
10.000 zł
WAGA
10 kg
WYMIARY
(SxWxG) 430x100x310 mm
DYSTRYBUCJA
Horn Distribution Sp. z o.o.
www.hegelpolska.pl
NAJWAŻNIEJSZE CECHY
  • Wejścia cyfrowe: AES/EBU, BNC, COAX, 3 x TOSLink, USB, LAN
  • Maksymalna rozdzielczość akceptowanego sygnału PCM: 24 bity/192 kHz
  • Wyjścia liniowe: RCA i XLR
  • Pasmo przenoszenia: 0 Hz–50 kHz
  • Zniekształcenia: <0,0005%
  • Kolor: srebrny lub czarny