s-e-r-v-e-r-a-d-s-3

muzyka

Seal - Standards

recenzja |
niezdefiniowano - Seal - Standards

Najnowsza płyta Seala przenosi nas w elegancki i wystawny świat Las Vegas połowy ubiegłego wieku.

O muzyce:

Ciekaw jestem czy są wizjonerzy, którzy w latach 70. ubiegłego wieku widzieli swingującego Roda Stewarta przy zachwycie zresztą głównie płci pięknej? Jeśli tak, to tym bardziej jestem ciekaw, czy ktoś przewidział, że gwiazda muzyki tanecznej lat 90. sięgnie z czasem do American Songbook? Wydaje się, że szanse na to są jak wygrana w Lotto. A jednak co jakiś czas ktoś wygrywa i to skłania do przypuszczeń, że również w muzyce nie ma rzeczy niemożliwych. Londyńczyk Seal, czyli tak naprawdę Henry Olusegun Adeola Samuel swój pierwszy wielki sukces odniósł, pojawiając się w temacie "Killer" Adamskiego, który okazał się jednym z najpopularniejszych singli 1990 roku. Idąc za ciosem, Seal wydaje rok później debiutancki album "Seal", który za sprawą hitu "Crazy" staje się światowym przebojem, a autor zyskuje status międzynarodowej gwiazdy. Kolejne tytuły tylko to potwierdzają.

Dotyczy to przede wszystkim kompozycji "Kiss From A Rose" z drugiej płyty z 1994 roku, która została wykorzystana w filmie "Batman Forever" i otrzymała statuetki Grammy w kategoriach Record Of The Year i Song Of The Year. Po nagraniu siedmiu autorskich płyt podjął dziesięć lat temu współpracę z Davidem Fosterem, aby nagrać ulubione soulowe "klasyki". Płyta z takimi tematami, jak "It's a Man's Man's Man's World", "People Get Ready", "If You Don't Know Me By Now", "A Change Is Gonna Come" czy "Knock On Wood" stała się przebojem w USA i wielu europejskich krajach, więc kontynuacja w postaci "Seal 2" była tylko kwestią czasu. Na "dwójce" wydanej siedem lat temu znalazły się m.in. "Love TKO", "Let's Stay Together", "I'll Be Around", "What's Going On" czy "Back Stabbers".

Najnowsza płyta przenosi nas w elegancki i wystawny świat Las Vegas połowy ubiegłego wieku, gdzie dominował szyk, idealnie skrojone garnitury, piękne kobiety w równie pięknych sukniach, a na scenie śpiewały wielkie gwiazdy ery swingu. Jedną z największych w tamtych czasach była "paczka szczurów", czyli Rat Pack z Frankiem Sinatrą, Deanem Martinem i Sammym Davisem Jr, którzy nie dość, że świetnie śpiewali i improwizowali, to również jeszcze zabawiali publiczność niebanalnym słowem i kapitalnymi scenkami aktorskimi. Przekładając to na nasz krajowy grunt, można by to porównać jedynie do niezapomnianego Kabaretu Starszych Panów.

Już otwierający "Luck To Be A Lady" po wejściu potężnych dęciaków uświadamia nam, z jaką superprodukcją mamy do czynienia. To naprawdę nie przelewki, 65-osobowa orkiestra pokazuje w pełni bogactwo brzmienia. Można je docenić w posępnej i refleksyjnej wersji "Autumn Leaves". Słynne "I Put A Spell On You" spopularyzowane przez Ninę Simone dzięki partiom chóralnym nabrało gospelowego posmaku, podobnie zresztą jak "Anyone Who Knows What Love Is" wylansowane w latach 60. przez Irmę Thomas. "They Can't Take That Away From Me" to jeden z bardziej pogodnych tematów na płycie, jak zresztą zaskakująca, bo w rytmie bossa novy wersja "Love For Sale" Cole'a Portera. Jedna z najsmutniejszych piosenek świata, czyli "My Funny Valentine" z trąbką Tilla Brönnera ewidentnie nawiązuje do wykonania Cheta Bakera.

Fanów wykonania Franka Sinatry może zaskoczyć wykonanie "I've Got You Under My Skin", uwspółcześnione szczególnie w grze big-bandu. Hołd Nat King Cole'owi wokalista oddaje w "Smile" Charliego Chaplina, wersji pełnej melancholii, gdzie orkiestra gra długim dźwiękiem. Zabawnie i staroświecko wypadł "I'm Beginning To See The Light" z charakterystycznymi wokalizami The Puppini Sisters. Podstawową wersję kończy tęskne i pełne zadumy "It Was A Very Good Year". Warto jednak zaopatrzyć się w edycję specjalną, bo dostajemy "gwiazdowy" prezent. Rzewną wersję "The Nearness Of You" Hoagy Carmichaela oraz dwa typowe "christmasy", czyli "Let It Snow, Let It Snow, Let It Snow" i "Christmas Song (Chestnuts Roasting)". Ten ostatni, z niemal namacalnym duchem Nat King Cole'a, naprawdę robi wrażenie. Tyle gwiazd sięgało po Great American Songbook, że trudno je zliczyć i przede wszystkim zapamiętać. "Standards" na tym tle prezentuje się dobrze i zasługuje na słowa pochwały, szczególnie od strony realizacyjnej. ★ ★ ★ ★

O dźwięku:

Nagrania zarejestrowano w legendarnym studiu Capitol Records w Los Angeles (wiadomo, tu nagrywali Frank Sinatra i spółka). Mało tego, do studia zaproszono muzyków, którzy występowali i nagrywali z Sinatrą, Rayem Charlesem czy Ellą Fitzgerald, jak choćby Randy Waldman, Greg Fields czy Chuck Berghofer. Produkcję powierzono Nickowi Patrickowi, który wcześniej pracował z Tiną Turner, Katherine Jenkins, Russellem Watsonem, Marvinem Gayem czy Gipsy Kings. Przy tego typu superprodukcjach często mamy do czynienia z czymś, co nazwałbym produkcją fragmentaryczną, kolokwialnie mówiąc "składa się do kupy" mnóstwo ścieżek nagranych w różnych studiach.

Na szczęście w tym przypadku słuchacz ma wrażenie występu prawie na żywo. Z pewnością Nick Patrick przywrócił hollywoodzki klimat. W aranżacjach Chrisa Waldena z pewnością nie brakuje patosu i elementów retro, ale przydałoby się więcej oryginalnych pomysłów, jak w "I've Got You Under My Skin" czy "Love For Sale". Matowy, ciepły głos Seala wcale nie jest zbyt mocno wyeksponowany, tym razem producent chciał pokazać piękno wielkiej orkiestry. Jedni będą ten zabieg chwalić, inni zapewne w jeszcze większym stopniu chcieliby usłyszeć walory wokalne Seala. No cóż, de gustibus non est disputandum. ★ ★ ★ ★ ½