O muzyce
Niewielu jazzmanów może pochwalić się tak spektakularną karierą – cudowne dziecko grające "Koncert fortepianowy D-dur W.A. Mozarta" z chicagowskimi filharmonikami, czy też w wieku 23 lat dołączenie do kwintetu Milesa Davisa. Warto jednak zaznaczyć, że jeszcze przed przystąpieniem do zespołu słynnego trębacza miał już na koncie udany debiut dla Blue Note "Takin' Off" i pierwszy przebój "Watermelon Man". W tym kontekście nie powinno dziwić zainteresowanie Davisa młodym pianistą, który już wtedy łączył świetną technikę bopową z harmoniczną swobodą.
Gra Herbiego Hancocka charakteryzuje się niebywałą lekkością, ale jest w niej również zdecydowanie i muzyczna świadomość. To słychać również na trzeciej jego płycie "Empyrean Isles", wydanej w 1964 roku. Płycie, która pokazuje, że będąc pod wpływem zarówno hard bopu i cool jazzu, stara się iść własną drogą muzyczną. Pokazuje również niezwykły talent kompozytorski, czego najlepszym przykładem jest "Cantaloupe Island" (przypomniany w latach 90. przez formację Us3). Niektórzy ironizują, że więcej tu popu niż bopu, ale ten niezwykle nośny temat oparty na prostej bluesowej frazie daje niezwykłe możliwości improwizatorskie. To zdaje się tak bardzo podobało się Davisowi w sztuce kompozytorskiej Hancocka. Jest również na "Empyrean Isles" klasyczny hard bop w postaci "One Finger Snap" i "Oliloqui Valley", a także jeden z najbardziej niezwykłych i nowatorskich tematów skomponowanych przez pianistę, "The Egg", z częścią nawiązującą do współczesnej muzyki klasycznej. Cztery tematy, które trafiły do ścisłego jazzowego kanonu. O warsztacie pozostałych muzyków nie ma sensu się rozwodzić, bo nazwiska mówią same za siebie – kornecista Freddie Hubbard, basista Ron Carter i perkusista Tony Williams. ★ ★ ★ ★ ★
O dźwięku
Płyta "Empyrean Isles", podobnie jak większość pozycji z katalogu Blue Note z lat 50. i 60. XX w., była nagrywana w studiu Rudy'ego Van Geldera w Englewood Cliffs, w New Jersey. I jak większość tych realizacji brzmi dość jasno, świeżo i żywo. Nie brakuje więc detali, ale zadbano również o dostateczny pierwiastek muzykalności, choć przydałoby się nieco lepsze wypełnienie i plastyczność. Dynamika nie pozostawia niedosytu, a kompresja jest minimalna. Trochę ucierpiał na tym kontrabas – zwykle nieco zgaszony, obecny przede wszystkim na dalszym planie. Za to fortepian, perkusja i kornet rządzą – są dźwięczne, pełne życia i temperamentu. ★ ★ ★ ★ ½