O muzyce
Bardzo sobie cenię większość tytułów, które ukazują się pod szyldem niemieckiej oficyny Pirouet, ze szczególnym wskazaniem na pianistę Marca Coplanda. Do niedawna! Od jakiegoś czasu, przynajmniej co drugi dzień i przeważnie dla lepszego samopoczucia, z moich głośników rozbrzmiewają dźwięki z "Ramshackle Serenade" supertria. I nie ma w tym określeniu żadnej przesady.
O dokonaniach Larry'ego Goldingsa nie ma się co rozwodzić, to człowiek-instytucja. Nowojorczyk Peter Bernstein to bez wątpienia jeden z najlepszych gitarzystów jazzowych średniego pokolenia, a perkusista Bill Stewart grywa z największymi (przez lata z Johnem Scofieldem i Patem Metheny) i ma opinię jednego z najbardziej "czujnych" bębniarzy na świecie. Panowie znają się jak łyse konie (grają ze sobą w różnych zestawieniach od dwóch dekad) i to emanuje z każdego z dziewięciu nagrań. Oprócz autorskich tematów nie zabrakło klasyków, jak "Luiza" A.C. Jobima, "Sweet And Lovely" Gusa Arnheima i "Peace" Horace'a Silvera (zmarłego w tym roku). Radosnej twórczości na organy Hammonda, gitarę i perkusję słucha się z wypiekami na twarzy, tym bardziej że panowie potrafią z powodzeniem połączyć współczesną estetykę (szczególnie w zakresie harmonii, nowych brzmień i kolorystyki) z całym bagażem dokonań takich organistów, jak Jimmy Smith czy Larry Young. Pamiętam płyty nagrywane dla Palmetto Records i sygnowane Larry Goldings Trio w tym samym składzie. Na najnowszej trójka to już równorzędni partnerzy pod każdym względem. W swoim gatunku mistrzowie świata. ★ ★ ★ ★ ★
O dźwięku
Płyta piękna zarówno muzycznie, jak i realizacyjnie. Zachwyca "klimatem" – spójnością i muzykalnością, a jednocześnie precyzją i detalem. Choć materiał zarejestrowano w całości w domenie cyfrowej, to brzmi on bardzo "analogowo" i miękko. Nie słychać też kompresji – dynamika ma szeroki zakres, a jednocześnie każdy instrument jest doskonale obecny. ★ ★ ★ ★ ★